czwartek, 28 lutego 2019

ZERO


forma nie ma znaczenia,
gdy formę wypełnia ufność do Życia
i Tego, co Jest,
miłość do wszystkiego

i radość Istnienia...
bez oddzielania tego od tamtego,
choć formy są zróżnicowane...

Nie jestem ani dobry ani zły... 
Jestem zero.
Będąc zerem, niczym, staję się wszystkim. 

DOBRO + ZŁO = ZERO



W każdym dobrym jest ukryte zło, a w każdym złym, dobro jest ukryte. Dlatego ten, kto uważa się za dobrego, nie dostrzeże dobra w tym, którego uznaje za złego... albowiem, ponieważ nie widzi sam SIEBIE, bo ulega zapomnieniu, że jest "zerem" i "wszystkim" jednocześnie. Dopóki dobro i zło w Ja się nie wyzerują, zawsze - od jakiejś części całości SIEBIE to Ja (ego) pozostaje iluzją oddzielone, więc nadal ocenia i oczekuje... Co nie jest ani dobre ani złe - czego świadome Ja Się staje, gdy bycie dobrym lub złym przekracza... 

Dwie skrajności to "dobry i zły". Pomiędzy tymi "częściami" uznanymi za przeciwstawne (jak plus i minus) toczy się "spór", są zawsze skonfliktowane ze sobą, gdy Ja jest utożsamione z byciem "dobrym" albo "złym".

D
obry i zły wzajemnie się uzupełniają i nie istnieją bez siebie wzajemnie.
Dla "Ja" uznającego się za "dobre" muszą istnieć jakieś części całości (jednego JA), które to "dobre" Ja uznaje za "złe".
W ten sposób "dobre" Ja dokonuje projekcji na innych (na zewnątrz) tego, co to Ja ukrywa przed sobą w swojej "strefie cienia" - nieświadomości czyli tę "złą" część siebie.

Kiedy ta część "zła" się ujawnia i uaktywnia, to Ja uznające się za "dobre" nie chce tego dostrzec z powodu przywiązania do iluzji bycia wyłącznie "dobrym". Wypiera się tej części siebie z powodu strachu i negacji tej części siebie. Albo ją bagatelizuje...

"Zera" nie są ani dobrzy ani źli, bo mają te części siebie zintegrowane, bo ani z jednym ani z drugim nie są utożsamieni. Ale mogą być przez inne Ja widziane, postrzegane jako "dobre" lub "złe"...
"Zero" nie jest tu użyte w potocznym, konwencjonalnym (negatywnym) znaczeniu. Tak, "zera" mogą być postrzegane jako dobrzy lub źli. I możliwe, że niemożliwe jest być tylko "całkowitym zerem". Ponieważ stając się "zerem" stajesz się coraz bardziej wszystkim. 
Będąc niczym jestem wszystkim...I mogę być postrzegana przez różne Ja jako dobra lub zła, ale to nie ma znaczenia, jak postrzegają mnie inni. Bo nie ma już przywiązania do utożsamiania się z jednym lub drugim biegunem (z powodu wolności od ocen i oczekiwań).


Możesz kochać bez względu na wszystko i być wolnym od rezultatów swoich działań i jednocześnie nie utożsamiać się ani z byciem dobrym ani z byciem złym. Po prostu: Kochasz bez względu na wszystko i jesteś wolny od rezultatów. A inni mogą postrzegać Cię... różnie.  Jedni mogą postrzegać Cię jako dobrego, a inni jako złego, bo na przykład jesteś wolny od rezultatów działań i opinii innych, ale to, co się przez Ciebie przejawia, dotyka jeszcze w jakiś sposób jakieś tzw. ego... A dla innych to, co się przez Ciebie przejawia może być inspirujące i wspierające, nawet, gdy w pierwszym momencie sprawia jakiś ból albo trudność... Zatem jedni mogą Cię uważać i nazywać dobrym, wspaniałym, a inni np. złym albo szalonym itd... Ale gdy Ty stajesz się wolny od tego, jak postrzegają Cię inni... czy jako dobrego czy jako złego... w pewnym sensie stajesz się "zerem" czyli "niczym i wszystkim" ...  A i tak przejawia Się to, co Się przejawia i doświadczane jest to, co jest dane do doświadczania... A i tak to, co Się przejawia, Się przejawia i się zdarza... 

Np. dzień może być postrzegany jako "dobry" lub "zły" z powodu ocen i oczekiwań Ja. A może być widziany takim, jaki jest np. słoneczny lub deszczowy.  Każdy dzień jest, jaki JEST i JEST niezależnie od chcenia, ocen czy oczekiwań jakiegoś Ja.  Jedyną różnicą między "dobrym" dniem a "złym" dniem jest nastawienie wobec tego dnia czyli ocena dokonywana przez ja... 
A każdy dzień i każda noc są jakie są.... poza ocenami i oczekiwaniami (nastawieniem i chceniem), bo są takie jakie są (deszczowe, słoneczne, zimne, gorące itd.) niezależnie od ocen i oczekiwań jakichś Ja... i tak po prostu SĄ... 

Choć Jednia Jednego JA przejawia się zróżnicowaniem SIEBIE jako indywidualne, zróżnicowane Ja, to zło i dobro są pojęciami związanymi z wyobrażeniami, iluzjami o sobie i innych... Ja oddzielonego (ego) od Jedni - Jednego JA. Dlatego Ja oddzielone od całości SIEBIE (JA) ocenia i oczekuje... ulegając iluzji oddzielenia.

Różnorodność form jest przejawem Jedni, lecz nie jest przejawem iluzji ich oddzielności. Iluzją jest ich oddzielność i wszelkie konflikty z powodu utożsamienia jakiejś części Ja z danym obszarem jednego Umysłu - JA. Trochę to podobne do postrzegania rzeczywistości trójwymiarowej za pomocą opisywania jej na płaskim ekranie. Ten opis dwuwymiarowy nie oddaje natury zjawisk zachodzących w trójwymiarowej przestrzeni. Podobnie pojęcia dobra i zła pochodzą z innej płaszczyzny (analogia do 2D) postrzegania niż zjawiska zachodzące w przestrzeni poza płaskim ekranem (analogia do 3D). Dobro i zło służą do opisu zjawisk z poziomu tej 2D płaszczyzny. A jeśli nie ma tego, co cokolwiek ocenia i oczekuje? Nie ma Ja oddzielonego (ego) od Jedni - Jednego JA. Jest "tylko postrzeganie" (percepcja)... a jeden Umysł przejawia się swoją różnorodnością postrzegania (percepcji). Dostrzeganie tej różnorodności zjawisk i różnic w ich postrzeganiu (bez ocen i oczekiwań) może być dla Ja "nauką" coraz większej przestrzenności = świadomości SIEBIE jako całości - jednego Umysłu... JA JESTEM... 
więc dobro i zło zerują się wtedy, gdy uwalnia się przywiązanie do utożsamienia Ja z "dobrym" albo "złym" i następuje zmiana postrzegania (związanego z tą płaszczyzną 2D). Umysł Się uelastycznia, świadomość "ekspanduje" i Ja zaczyna postrzegać... trójwymiarowo. Ja przestaje utożsamiać się z dobrym lub złym i staje się coraz bardziej SWIADOME KONSEKWENCJI swoich wcześniej nieświadomych myśli, przekonań i działań. To przykład, jak zmiana świadomości może wpływać na zmianę postrzegania (percepcji).

Tak jak zjawiska są wielowymiarowe, my też jesteśmy wielowymiarowi... może nawet nieskończenie wielowymiarowi. 


dodane 2.04.2019
"To, co określamy mianem „zła” i „dobra”, pochodzi z tego samego miejsca. Tao-te-cing mówi, że źródło wszystkiego nazywa się „ciemność”.
Jaka piękna nazwa (jeśli już potrzebujemy nazwy)! Ciemność jest naszym źródłem. Ostatecznie obejmuje ona wszystko. Jej naturą jest miłość, a my w swoim zagubieniu nazywamy ją przerażającą i brzydką, nieznośną i nie do zaakceptowania. Nasze napięcie zawsze jest efektem naszych wyobrażeń o tym, co kryje się w tej ciemności. Wyobrażamy sobie, że ciemność nie ma z nami nic wspólnego, i przypisujemy jej coś strasznego. Lecz w rzeczywistości ciemność jest zawsze przyjazna.
Czym jest „ciemność w ciemności”? To umysł, który nic nie wie. Ten niewiedzący umysł stanowi centrum wszechświata - on jest wszechświatem - poza nim nic nie istnieje. Powodem, dla którego ciemność jest bramą do zrozumienia wszystkiego, jest to, że kiedy już ją zrozumiemy, przekonujemy się, że nic nie jest oddzielone od nas. Żadna nazwa, żadna myśl nie może być prawdziwa w sensie ostatecznym. Wszystko jest tymczasowe; wszystko się zmienia. Ciemność, to, co bezimienne, to, co niepomyślane - temu możesz bezgranicznie zaufać. To się nie zmienia i jest przyjazne. Kiedy uświadomisz sobie ten fakt, po prostu nie możesz się nie roześmiać. Ani życie, ani śmierć nie są poważne. "
Byron Katie

niedziela, 24 lutego 2019

SCALANIE SIEBIE

W tzw. cieniu nieświadomosci ukrywa sie zarowno światło jak i ciemność, cały potencjał Istoty ludzkiej.  Tak m.innymi opisywał to C.G. Jung

"Opór ekspandujacej świadomosci stawiają ludzie, którzy kurczowo, ze straszliwym wysiłkiem woli znacznie przekraczającym ich siły, starają się utrzymać „na górze” [ jak na czubku góry lodowej] i którzy do swej słabości nie mogą się przyznać ani przed sobą, ani przed innymi. Ich "poziom duchowy i moralny" nie został osiągnięty w sposób naturalny, ale jest raczej sztucznie wzniesionym i siłą utrzymywanym rusztowaniem, któremu w każdej chwili grozi załamanie nawet przy najmniejszym obciążeniu. (Oświecone ego).

Widzimy, jak dla takich ludzi jest trudno dać sobie radę ze swą wewnętrzną prawdą, ustalić relację albo oddać sie z zaufaniem procesom zmian, dojrzwania jako Istoty ludzkiej  - ekspansji świadomosci; jak coraz silniej opanowuje ich neuroza, w miarę jak coraz większa liczba elementów wypartych nawarstwia się w ich cieniu.

W dziecinstwie i wczesnej młodosci warstwa ta zazwyczaj jest jeszcze stosunkowo cienka i dlatego lżejsza do dźwigania; w trakcie życia gromadzi się jednak coraz więcej materiału, z którego tworzy się "brzemię nie do zniesienia."

„Za każdym idzie jego cień i im mniej jest on włączony do świadomego życia człowieka, tym bardziej jest *czarny i gęsty*”. Każde tłumienie cienia jest lekarstwem równie mało skutecznym, jak zgilotynowanie jako środek na ból głowy. A to, co wyparte i od-osobnione od świadomości, nigdy nie może być zmienione”.

Tak powstają coraz większe napięcia.

"Konfrontacja z cieniem oznacza zatem przyjęcie bezwzględności natury. I to natury wszystkiego. Doprowadzając cień do świadomości trzeba najczęściej liczyć się z wielkimi oporami ze strony pacjenta, który często zupełnie nie może znieść myśli, że całą tę ciemność musi zaakceptować jako należącą do niego samego; obawia się nieustannie, że pod ciężarem tego poznania zawali się z takim trudem wzniesiony i podtrzymywany gmach jego świadomego ja."

Dlatego wiele analiz rozbija się o to, że już w tym stadium pacjent nie wytrzymuje konfrontacji z treściami nieświadomości i przerywa pracę w samym środku, aby znowu schronić się w świat złudzeń lub neurozy. Jest to niestety wypadek nierzadki.

Fakt, że Jung przypisuje tak wielkie znaczenie doprowadzenia cienia do świadomości, jest jedną z głównych, chociaż często nieuświadomionych przyczyn lęku żywionego przez wiele osób przed poddaniem się analizie metodą Junga."

Dopiero wówczas, gdy nauczymy się uznawać cień jako część naszej istoty -  SIEBIE, i gdy stale o tym będziemy pamiętać, może udać się nasza konfrontacja z pozostałymi parami przeciwieństw naszej psyche i ich integracja np. Animy -Animusa czy Boga - Bogini czy Światła i Ciemności itd.. .

Uwarunkowany, ograniczony osądami i przekonaniami umysł zawsze spotkania z prawdą o SOBIE odbiera jako ataki na siebie. Jednak bez integracji SIEBIE wyzwolenie z cierpienia, od konfliktów wewnetrznych, od walki z nieświadomymi projekcjami, przebudzenie z zaśnienia w ignorancji czy tzw. oświecenie jest niemożliwe.

środa, 13 lutego 2019

KALI, DURGA, RAKTABIJA I SHIVA ORAZ MAHAKALA I MAHAKALI


Przypomnienie...
Jeden z najstarszych mitów o Kali (bez nazywania jej Boginią ;)) przekazuje, że do walki z demonem Raktabija - symbolizującym Ego czyli utrzymującym ludzi w konfliktach wewnętrznych projektowanych na zewnątrz i powodujących nieustanną walkę oraz coraz większe cierpienie - przystąpiła Durga. Gdy walczyła z Raktabiją, on wciąż się multiplikował i odradzał na nowo z każdej kropli krwi. Walka wciąż i wciąż trwała i nie widać było jej końca. Wtedy na pomoc Durdze przybyła Kali. Ona nie walczyła, po prostu zaczęła zlizywać całą krew ofiar tej walki (demona Raktabiji). I w sobie dokonała anihilacji i transformacji tej energii.

Tak wyglądaly jedne z najstarszych wizerunków Kali pochłaniajacej wszystko

Tu także walczącą z demonem Ego - Raktabiją Durgę.

Jak każdy mit, ten także ma swoją wielowarstwowość i głębię...
Z tego mitu raczej klarowne przesłanie wynika, że każda walka (nawet ta na racje ;)) potęguje moc "demona" Ego. :-)

Późniejsze wizerunki przerażającej Kali tworzyło Ego, które traktowało ją jako Boginię zagrażającą jego istnieniu, która zawsze, w każdej chwili może doprowadzić do jego unicestwienia. Dlatego głównym motywem jego wszystkich działań jest strach przed unicestwieniem, bo w swym ograniczeniu nie rozumie, że w pustce czeka go nie unicestwienie, lecz... transformacja.
Kiedy doświadczamy prawdy, wszystkie kłamstwa o osobności ja, w które wierzymy, nie mają szans na przetrwanie. Ludzie boją się prawdy i kiedy mówimy, że odczuwamy strach, przemawia przez nas kłamca. Dzieje się tak, ponieważ kłamstwa, które przemawiają tym głosem, nie mogą pokonać prawdy, a nie chcą zginąć. A strach uaktywnia się jako irytacja, złość, nienawiść itd...

Tu wizerunek Kali... "krwiożerczej i bezwzględnej", więc przerażającej dla ego bojącego się "swego unicestwienia". 

Dlatego Shiva (symbolizujący Umysł) leżąc pod stopami Kali (symbolizującej Świadomość) jest taki spokojniutki, zrelaksowany... całkowicie ufny i jej oddany.... On nie lęka się unicestwienia ani transformacji, bo wie i jest świadomy, że jest wieczny, niezmienny i zmienny jednocześnie.

p.s. Dla mnie Kali i Shiva w pewnym zakresie symbolizują także "męskie" i "żeńskie" kosmiczne (w sensie uniwersalne) energie, które są w każdej i każdym z nas - w każdej istocie ludzkiej.



MAHAKALA i MAHAKALI

Mahakala... strażnik mądrości buddy... "W typowej formie czarny kolor symbolizuje jego wszechogarniającą i wszechstronną naturę, ponieważ jest to barwa, w której wszystkie kolory łączą się; absorbuje wszystkie. Tak. jak kolory znikają w czerni, tak samo nazwy i formy stapiają się w Mahakali. Czarny wyraża również kompletny brak kolorów, co również symbolizuje naturę Mahakali jako ostatecznie rzeczywistą. W sanskrycie nosi to nazwę nirguna (poza wszelkimi właściwościami i formami)." cyt. z Wikipedii

Mahakala... jako czująca istota jest strażnikiem Dharmy, będącym absolutną mądrością - mądrością Buddy. A jego esencja to nieograniczone współczucie (miłość bezwarunkowa).

Występuje często w postaci gniewnej, ale całkowicie pozbawiony ego. To znaczy, że zawsze działa bez "przeskadzających emocji". Występuje także w żeńskiej formie Mahakali.


piątek, 8 lutego 2019

INTEGRACJA "DZIKIEJ BESTII" W SOBIE KU SCALANIU SIEBIE...

Taka odpowiedź dziś Się przejawiła, która może i inne istoty zainspiruje lub będzie darem potwierdzenia, że coraz więcej istot ludzkich przechodzi przez podobne (choć momentami postrzegane jako bardzo ciężkie i trudne) procesy transformacji i zmian w postrzeganiu SIEBIE (tego, co wewnątrz i na zewnątrz, a co jest... Jednym przejawiającym Się zróżnicowamiem SIEBIE).

Im wyżej "sięgamy", tym niżej "spadamy", więc chodzi o to, żeby to "wyżej" i "niżej" integrowało się ze sobą... By wszystko to, co nas jeszcze straszy, co nas "odrzuca od siebie", co nadal jest negowane, ukrywane, może się integrować i kąpać w krystalicznej bryzie świeżości tryskajacej prosto ze Źródła, którym jesteś-my..

To całkiem naturalne na tym etapie podróży - na przykład te "ataki dzikej bestii" w snach... Tak, ta dzika bestia to integralna część całości, która atakując cię we śnie domaga się przyjęcia... bo każde odrębne ja w swoich wyobrażeniach o SOBIE odcięło się kiedyś od niej... a teraz może tę część SIEBIE dostrzec (uświadomić), przyjąć i zintegrować... 
Jak to możliwe?
Przez świadome przyjmowanie tej części SIEBIE taką, jaka jest, świadome oddanie temu, by nas "rozszarpała na strzępy, atomy, a nawet fotony" i "pożarła"... w wewnętrznym procesie... (symbol Kali czy Mahakali) Ale UWAGA: Tu istotne jest, by nie "stawać się tą bestią", lecz by ją - jej energie, jej wibracje świadomie, świadomie, świadomie (!) odczuwać w wewnętrznej przestrzeni, obserwować przyjmując to takim jakie jest. To wyobrażenie budzące strach... Wtedy to Się integruje w sobie, SOBĄ, kąpiąc w energii bezwarunkowej, wszechogarniającej i wszechprzenikającej miłości.

Bo każda i każdy z nas w tej części, którą oddzielne ja- ego ukryło przed sobą, jesteśmy także tym - tą dziką bestią... Oddzielne ja czyli tzw.ego nie dopuszcza tego do siebie, bo taka była/jest funkcja, zadanie struktury ego - utrzymywać granice oddzielności ja przez utożsamienie z myślami, które konfliktują ze sobą różne ja - różne części Umysłu. (W Tym także utożsamienie z ciałem utrzymuje konflikt z tym, co w nim i poza nim).

I dopóki przed jakąś częścią SIEBIE uciekamy, dopóty ona będzie nas gonić, dopóki jej się boimy, dopóty będzie nas atakować i straszyć...

A dopóki coś będziemy przed sobą ukrywać, wciąż będziemy tego szukać i oszukiwać siebie...
Każda cząstka SIEBIE jako całości Jedni przestanie nas gonić, straszyć albo uciekać dopiero, jak zostanie Świadomie ujawniona, odkryta, dostrzeżona i przyjęta taką, jaka jest. Wtedy staje się zintegrowana w całości naszej Jedni SIEBIE. I zostaje uwolniona.
Coraz częściej zdarza się, że nie wiesz, co dalej... 
To wspaniały znak. Odrębne ja - ego, gdy wie coraz mniej, ma możliwość stapiania się z jednym JA...

Coraz bardziej pragniesz "przejść do następnej klasy"? 
Jeśli możesz, odpuść i to pragnienie. Niech to pozostanie intencją... Wiesz, czujesz, że dane będzie ci to przejście, ale nie wiesz ani kiedy, ani jak. Bo i tak przejdziesz wtedy, gdy będzie gotowość... Oddzielone, odrębne ja - ego nie musi ani nie potrzebuje tego wiedzieć, kiedy połączy się z JA...

(Motyl się wyłania z kokonu, gdy skrzydła są w pełni ukształtowane... sam nie wie, kiedy to Się stanie...) ;)

Kiedy przechodziłam przez bardzo trudne (względnie :)) doświadczenia transformacji, pojawiało się czasem pytanie:
ile jeszcze, jak długo będzie mnie tak "rozrywać na strzępy", bo już nie mogę, nie wytrzymam?
Kilka razy wręcz zaczynałam się modlić o to, żeby to się już skończyło. Ale tak naprawdę ratowało mnie wtedy i koiło jedno: poddanie się temu procesowi i zaufanie przejawione słowami:

będzie to trwało dokładnie tyle, ile będzie miało trwać.

Obserwowanie i świadome bycie z tym, co się pojawia, ujawnia i świadome przyjmowanie z miłością tych cząstek, które wyłaniają się ze "strefy cienia" całości Umysłu... to sposób na "uzdrawianie się z choroby cierpienia". Na pewnym etapie może to być postrzegane jako proces uzdrawiania.
Wtedy świadomość przenika to, co się odkrywa w kolejnych "zakamarkach" umysłu, co ujawnia się jako (ukrywana wcześniej) kolejna część prawdy o sobie. I te części całości uwalniają się w nas w ten sposób. Można powiedzieć, że wtedy uzdrawiamy siebie poprzez przyjmowanie z miłością wszechogarniającą (wszystkie po kolei) ujawniające się nieświadome, bo kiedyś wcześniej wyparte do "strefy cienia", a uznane za "złe" albo "niegodne" części SIEBIE. Także te piękne, których z kolei odrębne ja czuło/czuje się "niegodne"... Z powodu przywiązania do... utożsamienia się z myślami utrzymującymi w emocjach związanych z poczuciem bycia niegodnym/niegodną czegoś. To przywiązanie zawsze odwiązuje się... w "swoim czasie", dokładnie wtedy, kiedy to się staje...

...stąd 😉 widziane jest jako ś-wiadome, że nie ma "przekraczania dualności z ciałem", lecz jest uwalnianie od całkowitego utożsamienia z ciałem. Wtedy ciało jest zintegrowane z Duchem, Źródłem, esencją istnienia... jako i indywidualne ja się integruje...
Jest integrowanie tego wszystkiego, od czego oddzielne, odrębne ja-ego (cząstka Umysłu) zostało oddzielone, by doświadczać iluzji tej odrębności... Bo gdy jedna część Umysłu Uniwersalnego mówi np.:
"jest tylko światło, a ciemność to iluzja", 
to druga jednocześnie mówi: 
"jest tylko ciemność, a światło to iluzja". 
I widziane są obie jednocześnie. I widać, że obie sobie odzwierciedlają siebie na zasadzie: 
"ja jestem, a ciebie nie ma."
Więc obie wzajemnie wypierają się SIEBIE jako całości.

Duch ani nie świeci, ani nie jest ciemny, ani jasny ani czarny, bo jest niepoznawalny... 😂

Światło to światło, ciemność to ciemność, a energia to energia. Słowo światło ma takie znaczenie, że opisuje energię widzialną za pomocą zmysłu wzroku. Ciemność to energia niewidzialna. A energia może być widzialna jak i niewidzialna oraz widzialna na różne sposoby, a także i przede wszystkim odczuwana...
Np. energia określana jako podczerwień nie jest widziana, ale to ona powoduje, że zmienia się widzenie.

Duch nie świeci jak słonko czy gwiazdy. To powierzchowne widzenie ograniczone fizyczną warstwą zmysłu wzroku. Duch jest wszędzie i wszystkim, także ciemnością i światłością... czyli energią. Formą i bezforemnością, ruchem i bezruchem... TO jest jedna przestrzeń i jedna ENERGIA, która może być postrzegana także na różne sposoby.

Na przykład patrząc na Słońce, przechodząc przez warstwę żółtego, potem białego, a potem kryształowego światła docieram do wnętrza, które jest widziane i mogę opisać je jako czarne, ciemne. I ś-wiadome jest, że Słońce jest pewną wersją "czarno-białej dziury", która jednocześnie jest transformatorem... bo pewną energię - o pewnych wibracjach częstotliwości wchłania w siebie i zasysa, a pewną energię o innych wibracjach częstotliwości emituje... Podobnie postrzegam galaktyki i wszechświat cały oraz atomy... makro i mikro to jedno w swoim cudownym zróżnicowaniu i różnorodności przejawów SIEBIE...
A także nas - Istoty w formie ludzkiej widzę podobnie...

Dla mnie ciało ludzkie jest tzw. "Świętym Graalem wypełnionym boskim nektarem"... Ma ono wiele, wiele warstw i głębię sięgającą ku niepoznawalnemu, ku Źródłu... Stworzone, wypełnione i animowane przez Źródło wszystkiego, Ducha, SIEBIE...

Czy więc nadal oddzielasz od siebie materię i energię, ciało fizyczne od duchowego? Oddzielasz od siebie i utrzymujesz te "dychtomię", ich oddzielność? Toć materia jest zagęszczoną energią czyli energia bywa materią przejawiana. Energia przejawia się zagęszczeniem siebie czyli materią. Energia i materia to to samo przejawiające się zróżnicowaniem siebie. Co je oddziela od siebie? Najwyżej jakiś koncept oddzielający jedną część całości Jedni od drugiej np:
"ciało jest niczym, bo materialne, więc nie istnieje, 
bo istnieje tylko to, co duchowe, będące Światłem, więc istnieje."
Hmmm... ;-)

Umysł jest przenikany świadomością, którą można nazwać "niewidzialnym światłem obecności", by nie używać słów i sformułowań nadal utrzymujących jakiekolwiek podziały w sensie odrębności między różnymi, integralnymi częściami całości Jedni, by nie stwarzać iluzji "wyższości" jakichś części wobec "niższości" innych, np: światła i ciemności.

Światło i ciemność istnieją, ale nie są przeciwieństwami, bo jedno zawiera się w drugim i odwrotnie. Nie ma przeciwieństw, gdyż przeciwieństwa są iluzją (choć iluzja bywa doświadczana jako realna). Realne jest zróżnicowanie przejawów całości... a nie ich oddzielność. Indywidualność też jest realna, ale jako jeden z nieskończonej ilości przejawów całości...

Podobnie Duch zawiera Się w Ciele, a Ciało w Duchu...
Umysł w Świadomości i Świadomość w Umyśle... 
Materia z Ducha stworzona, a Duch przenika materię i "wpompowuje" w nią SIEBIE... by Jaźń SIEBIE Się urzeczywistniała w formach, nawet fizycznych ciał.

Miłość wszechprzenikająca i wszechobejmująca scala i na powrót łączy ze sobą w SOBIE wszystko to, co w doświadczaniu iluzji o SOBIE zostało oddzielone.

Z miłością Się przejawia, Kochany Cudzie Istnienia.
______

(to, co się napisało tutaj, zostało wyrażone z tej przyczyny, że dostałam kilka wiadomości o tych "demonach", które się ujawniają, uaktywniają i pytania, co można z tym zrobić? Więc widać, że dotyczy to wielu istot)


wtorek, 5 lutego 2019

MATERIA PRZEJAWEM ENERGII I UMOWNIE WOLNA WOLA...

Z wdzięcznością za inspiracje Się przejawia:

Gdy cząstka nazywa, określa swoje indywidualne chcenie "swoją wolną wolą", wpada w iluzje oddzielenia. Więc samsara, cierpienie jest snem, w którym tej cząstce śni się doświadczanie oddzielności od całości... a cząstka ten sen postrzega jako rzeczywistość. 
I to jest iluzja. Bo sen to sen... o oddzieleniu... ;)

Więc jeśli cząstka, jak ta Kropla w Oceanie, wierzy w to, że ma wolną wolę i chce np. lecieć w innym kierunku niż niesie ją fala prądu Oceanu, to śni i jest zaśniona w swoim śnie jako jedynej rzeczywistości, ponieważ tkwi w iluzji oddzielenia... wciąż stawiając opory temu, że np. doświadcza tego, co jej dane. Stawia opory temu, co JEST teraz. Bo nie chce... bo wolałaby coś innego...
A gdy Kropla oddaje się Woli całości Jedni, jej wolna wola stapia Się z Wolą całości Jedni, więc Kropla płynie radośnie wraz z falą i prądami Tańca całego Oceanu. 

Ten taniec nie jest iluzją, jest rzeczy-w-istością (rzeczą w istności) w swej Istocie... w SOBIE. 
(Choć można tę rzeczy-w-istość nazwać np. Urzeczywistnionym Snem Absolutu... ;) )

Czy potrzebne wtedy cząstce jakieś "poczucie sprawczości i wolności"?

Czy kropla deszczu się buntuje, że upadła tam, gdzie "nie powinna", bo to miejsce jest "niezgodne" z jej chceniem i oczekiwaniami? Gdyby kropla deszczu umiała myśleć i tak myślała, to na pewno z tego powodu by cierpiała i żyła w świecie samsary - w kole cierpienia, doświadczając iluzji oddzielenia od SIEBIE jako całości...

Każda cząstka tej całości, którą wszyscy jesteśmy, bez względu na to, jaką rolę odgrywa i bez względu na to, czy komediową czy tragiczną, czy świadomie czy nieświadomie, jest tak samo istotna dla całości Jedni, Prawdy, jak wszystkie inne cząstki... Nie ma zbędnej czy niepotrzebnej ani jednej Kropli w całym Oceanie... A wszystkie Krople i każda z osobna, i wszystkie razem tańczą w zgodzie z prądami, ruchami Tańca całego Oceanu...

Czy woda w kropli nie jest wodą w oceanie czy kałuży?
Czy ogień spalający dom nie jest ogniem płonącym w piecu lub spalającym śmieci?
Czy atomy nie składają się z fotonów, a te nie są energią wibrującą w polu nieskończonych możliwości zakresów drgań?
Czy materia i formy nie jest z tej samej esencji wibrującej przestrzeni, ruchem w bezruchu wszystkiego, co istnieje?

Gdy nie ma utożsamienia ze światłem, nie ma utożsamienia z ciemnością. Widziane jest to, co jest widziane: szaty, forma i esencja, także przestrzeń jako jedno przejawiające się nieskończonym zróżnicowaniem SIEBIE... na podobieństwo energii wibrującej różnymi zakresami częstotliwości w przestrzeni bezruchu...

Gdy uaktywniają się "nadzmysły", widzenie, zakres "widzenia" i czucie, zakres "odczuwania" też ulega zmianie...

rys. z internetu pewnego wycinka różnych częstotliwości i długości fal energii



poniedziałek, 4 lutego 2019

KTO WYBIERA NASZE DOŚWIADCZENIA?


Świat iluzji to według buddyzmu samsara. Jednak także według buddyzmu samsara i nirwana są nierozłączne ze sobą...

Odkrycie w sobie przejawienia "niezmiennego stanu prawdy umysłu" - "świadomego świetlistego umysłu" jako nieograniczonej, wiecznej, niezmiennej przestrzeni umożliwia swobodne, spontaniczne doświadczanie pełnej radości zabawy energii... a świat wtedy staje się głębokim doświadczeniem, pełnym nieskończonego znaczenia „czystej krainy”...

Budda ponoć nauczał, że wszystko jest procesem; że procesy zachodzą na wszystkich poziomach, że zachodzą nie tylko na planie materialnym, ale również na planie umysłowym. Że w świecie uwarunkowanej egzystencji nie ma niczego, co nie podlegałoby zmianie, co nie byłoby procesem... że rzeczy powstają, a potem przemijają.

Wiec także powstaje iluzja, by mogła przemijać. Podobnie istnieją różne światy samsaryczne i cierpienie, aby mogły istnieć światy nirwaniczne i przebudzenie z cierpienia.

A zmiany nie przebiegają przypadkowo – rzeczy i zjawiska nie powstają i nie znikają przypadkowo. Cokolwiek powstaje, powstaje w zależności od warunków, także uwarunkowań umysłu; wszystko, co znika, znika, ponieważ te warunki znikają (nie ma tu miejsca na takie wyjaśnienia, jak wola boska czy wyższe ja). Więc są pewne uwarunkowania, a potem się zmieniają i znikają. (Choć także budda jest ś-wiadomy, że nie ma czegoś takiego jak istnienie ani czegoś takiego jak nieistnienie).

Budda Siakjamuni na przykład wyjaśniał nierozdzielność samsary i nirwany z najwyższego filozoficznego punktu widzenia. I to, że jeśli istocie uda się rozpoznać niezmienny stan prawdy umysłu jako nieograniczoną przestrzeń, doświadczać będzie swobodnej, pełnej radości gry energii, a świat, który wtedy przeżywa, staje się głębokim, pełnym nieskończonego znaczenia doświadczeniem „czystej krainy”.

Nawet ten, kto przyszedł na ten świat z łona lub jaja, może "narodzić się z Ducha", "przebudzić się z zaśnienia w kole samsary" i "doświadczać swobodnej, pełnej radości gry energii. A świat, który przeżywa jest głębokim, pełnym nieskończonego znaczenia doświadczeniem „czystej krainy” (czyli Nieba na Ziemi).

I ś-wiadome jest, że śmierć formy to tylko akt zmiany... formy... A formy są nie tylko materialne... I nie ma ja, które by czegoś chciało czy nie chciało. Jest oddanie i podążanie z całkowitym zaufaniem za tym, co się przejawia i jest dane do doświadczania... Dane czy wybrane?

- "Jedni wolą myśleć, że trudne sytuacje maja sens, bo to Bóg na nich zsyła próby, itp. Inni, że sami sobie wybrali takie sytuacje i w ten sposób chyba jest im lżej żyć."

- I są tacy, co myślą: "Ja i Bóg to Jedno". A także "ja, Bóg i Duch (Absolut, Pustka) to Jedno. Gdy "ja i Bóg" oddzielone, to albo Bóg zsyła takie doświadczenia albo jakieś ja wybiera je sobie. Koncepcji do doświadczania jest wiele. (Nawet Bóg i Bogini to Jedno. ;) W buddyzmie natomiast bogowie i boginie istnieją w jednym z sześciu światów koła samsary, więc także podlegają prawom karmy i cierpienia. Budda nie jest Bogiem, lecz Przebudzonym - wyzwolonym z koła cierpienia, więc nikt nie musi stawać się Bogiem, by stać się Przebudzonym z koła cierpienia. Ale... potrzebuje boskość zintegrować i uwolnić w sobie, sobą, aby powrócić do SIEBIE.

Na przykład Jezus Chrystus po "narodzinach z Ducha" przeszedł jeszcze to, co do przejścia i doświadczenia było mu dane, aby się wypełniło. Pytanie Się nasuwa: "czy Jezus Chrystus sam sobie tę ścieżkę wybrał? Bo jeśli tak, to w jaki sposób?

- "A Ty w jaki sposób wybrałaś? Pragnieniem".
No właśnie nie wiem, czy "zapragnęłam", czy "jest mi to dane"... bez przyczyny. A nie wiem, no bo, albowiem, ponieważ mam "wspomnienia": wizje, świadome doświadczenia z tak diametralnie różnych światów-snów, a nawet przestrzeni, że nie wiem, czy to z przeszłości czy przyszłości czy wiecznego teraz... Bardzo, bardzo różne. Od lat Się "przypominają" i scalają, integrują jakoś... wielowymiarowo...

I czasem mam takie odczucie, że jesteśmy tylko energią, świadomością, która przyjmuje różne formy jako umysł. I jak w dziecięcej zabawie w "komórki do wynajęcia" biegamy, a raczej latamy albo suniemy sobie w przestrzeni (jak np. energia w stanie bardo pośmiertnego ;-)) przez jakiś czas w kółko wokół tych "komórek" - form, które także sobie płyną, zmieniają się swobodnie, "aż tu nagle" - dzyń! - i wskakujemy w najbliższe "komórki" - formy wypełniając je albo spowalniamy i hop w "komórkę" jak kulki w ruletce...

Miałam także takie świadome wizje, że jestem świadomością, która... Gdy zasypiam, ciało "umiera", a świadomość podróżuje... A powracając ze swobodnych podróży sennych w różnych światach-snach bez materialnej formy czyli budząc się w śpiącym ciele świadomość wnika w to ciało i wtedy przenika zapisy tego fizycznego ciała, wszystkich jego poziomów (tzw. duchowe, mentalne, uczuciowe i fizyczne)... I następuje "rekonstrukcja". I tak samo "budzę się" w każdym innym ciele, w każdej formie. Ale z jakichś powodów na ten czas, teraz jest mi dana do doświadczania ta "komórka" - forma tego konkretnego ciał, które doświadcza istnienia coraz bardziej impresyjnie, abstrakcyjnie, wielowymiarowo, wielopłaszczyznowo... Nie wiem, jak to przekazać. ;-)

Ach, Kochani, jakie to wszystko jest zabawne, nawet mimo tej strasznie dramatycznej powagi...  Widziane jest, jak całość się bawi tą swoją różnorodnością... poprzez różne idee, koncepcje, myśli, słowa... dźwięki... wszystko jest tańcem i pieśnią bezruchu i ciszy...

Kiedyś taki koan (ik) Się przez Tikali przejawił:
Czy ktoś z was zna
Kogoś, kto wie lepiej niż ja? 

A jak tego ja odrębnego nie ma, to Się Samo przejawia to, co ma przejawić, odkrywa, co ma Się odkryć, mówi Się, co ma Się mówić... z JA, KTÓRE JEST...

W tym całym pomieszaniu i trzęsieniu oceanu, cały czas jest też odczucie, że pulsuję tą całą wielowarstwowością istnienia i postrzegania, która Się skrzy różnymi przejawami Siebie. Coś robię, np. piszę, rozmawiam, dialoguję z Tobą, a przecie ze Sobą, bo Ty to Ja, Jedno; zachodzą różne procesy myślowe na kilku poziomach... płaszczyznach, odczuwanie jest rozwinięte w przestrzenności i w formie ciała, a i tak jednocześnie wiadome, a może i ś-wiadome, że istotna jest tylko miłość, bo scala ze sobą wszystko, co iluzją oddzielone, jak świadomość, która zalewa umysł, a on cały Się w tym oceanie zanurza, i z jednego punktu wirtualnego w nim coś jak źródło tryska... Że nawet to "tylko miłość ma znaczenie" - jako idea - jest do doświadczania... na ten moment...a dialogi też mają i nie mają znaczenia... Że niby to ja nadaje temu znaczenie, ale nie ma tego ja oddzielnego, więc coś temu nadaje znaczenie, a jednocześnie świadome jest, że to bez znaczenia, kto co...


No, spokój wieczny przestrzenności we mnie, w tej przestrzenności trzęsienie oceanu, a na powierzchni wzburzone fale, a na falach łódeczka płynie i ja w niej niewiedząca dokąd, dlaczego i po co; bo coś poczuło, że ma do niej wsiąść i Się oddać całkowicie do dna Miłości... I wcale nie czuje, żeby tu ktoś oszalał (ha, ha, ha, ha...), bo coś SIEBIE w tym wszystkim całkowicie ogarnia i pomimo pozornego chaosu harmonijnie uspójnia.... 

Ja oddzielone iluzją od prawdy o Sobie wciąż przed Sobą Się chowa, broni, atakuje, walczy, rozpacza i tańczy, choć w Prawdzie poza iluzjami nią Jest. A w Jedni, to nawet dualne tańczy w harmonii.

"Moje ja" nie jest oddzielone od innych "ja", bo to jedno "JA" ani "moje" ani "twoje" i jednocześnie "moje" i "twoje"... albowiem ponieważ  ;) i tak... wszystkie indywidualne ja połączone są świadomością i emanujące jej nektarem - miłością... ze wszystkim i we wszystkim... "Jestem"... czyli JEDNO (JEDNIA) JA JESTEM... 

TENDENCJE I UWARUNKOWANIA
Postrzeganie zjawisk zwanych dualnymi, biegunowymi jako "przeciwstawnych" czyli "skonfliktowanych" ze sobą wynika z oddzielności i ograniczoności postrzegającego ja czyli względności postrzegania indywidualnych, oddzielnych ja. Ta względność wyznacza także iluzoryczne granice myślami - konceptami dualnego oddzielenia: dobro-zło, ciemność - światło, plus i minus, a nawet bezruch i ruch itd. postrzeganych jako swoje wzajemne przeciwieństwa. Świadomość swym nektarem miłości bezwarunkowej, wszechprzenikającej i wszechogarniającej, scala wszystko, scala Sobą wszystko, co iluzją poodzielane od siebie wzajemnie.

Tendencja, lgnięcie indywidualnego ja (ego) do światła lub ciemności, dobra lub zła wynika z jego "namagnesowania" inaczej z "karmicznego uwarunkowania"... To jakby jakieś cząstki - elementy całości zostały "namagnesowane ujemnie" dlatego są przyciągane do "biegunów dodatnich", a te "namagnesowane dodatnio" lgną do "ujemności"... I tworzą grona... różne twory, figury, formy umożliwiając ich manifestację, doświadczanie ich i realizację ...

Bo są np. istoty, które z powodu pewnych warunków "funkcjonują" aktywnie w dzień i preferują światło słońca, a są i takie, które funkcjonują w nocy i preferują... światło świec i lamp oraz zachwycają się gwiazdami.... A są też takie, które "funkcjonują" albo tak albo tak, bez przywiązania, w oddaniu temu, co na dany moment Się przejawia... Bo ś-wiadome jest, że ... ani to, ani to nie jest ani dobre, ani złe, ani lepsze lub gorsze, bo jest, jakie jest. Więc jeśli...każda indywidualna prawda oddzielnego, osobnego ja (ego) jest względna, a bezwzględna Prawda to TO, co zawiera w sobie wszystkie, absolutnie wszystkie indywidualne, względne prawdy... czym zatem jest ta Prawda bezwzględna? Pustą, nieskończoną przestrzenią i tym, co w niej zawarte? Bezruchem i ruchem jednocześnie?

Przestrzeń nie jest oddzielna od swojej zawartości. Bezruch nie jest oddzielny od ruchu. Także w bezruchu to, co postrzegane jest jako biegunowe, dualne, nie jest od siebie oddzielone; nawet nie może być. Oddzielność różnych części, elementów składowych to iluzja. Dualne określane jest symbolicznie jako np. biegunowe: plus i minus, ale iluzoryczne jest postrzeganie ich jako odrębnych, osobnych lub "skonfliktowanych" czy "walczących" ze sobą albo "wykluczających" się wzajemnie. 


W Prawdzie są nieoddzielne i wzajemnie się uzupełniają. 
W Prawdzie ich zróżnicowanie sprawia, że możliwy jest jakikolwiek ruch w przestrzeni bezruchu...

W przestrzenności to, co dualne, biegunowe, jest widziane i odczuwane (innymi "zmysłami" niż te fizyczne) jako tańczące ze sobą w pełnej harmonii.

Każda indywidualna prawda oddzielnego, osobnego ja jest względna, a bezwzględna Prawda zawiera w sobie wszystkie, absolutnie wszystkie indywidualne, względne prawdy. 

Nieruchomość, bezruch przestrzenności może jedynie postrzegać Siebie w Sobie jako ruch. Ruch tworzy np. skupiska, gęstki, cząstki... tworzy też figury i prądy pomiędzy skupiskami "plusów" i minusów" rysując formy w tej przestrzenności... Oddzielone iluzją, osobne ja (ego) łapie się czegoś (idei, koncepcji, przekonania), stałości jakiejś chce się uchwycić (jak opiłek przykleić do czegoś) na dłużej. Z powodu tendencji ("warunków karmicznych", "namagnesowania"). Ale wtedy się przykleja i... "umiera" zastygając w strukturach wyznaczanych granicami - celami... (podwójność znaczenia słowa cele)

Jednak prawdziwa stałość, za którą tęskni iluzorycznie odrębne ja (ego), to bezruch owej przestrzenności... Ja tęskni za połączeniem z powodu utożsamienia z iluzją oddzielenia, które nigdy w rzeczy-w-istności nie nastąpiło. Bo oddzielenie jest tylko i aż... doświadczaną iluzją...
Gdy ja (ego) dąży do jakiegoś celu, cel nigdy nie daje spełnienia... spełnieniem staje się oddanie tej przestrzenności niepoznawalnej i zatopienie w niej, i otwarcie na podróż w nieznane, acz poznawalne; podróż bez celu, ale za to z nieskończonością cudownych drogowskazów - niespodzianek...

W tym sensie stajemy się "niewinni jak dzieci" czyli ufni, oddani i otwarci jednocześnie będąc jednym z całością, jednią z miłością i mądrością tej całości, którą też jesteśmy. Jesteśmy tą pustą przestrzennością pełną nieskończoności swego potencjału - swojej zawartości...

Gdy jest spokój wewnątrz, wszystko na zewnątrz jest widziane jako będące na właściwym miejscu... w Jedni tego, co wewnątrz i na zewnątrz. W jedni nawet dualne i pozornie oddzielne tańczy razem w pełnej harmonii.... A tam, gdzie widziany jest pozorny chaos, gdy spojrzy Się głębiej, widziany jest taniec prądów oceanu powodujący wzburzenia fal, powstawanie i zanikanie piany czy rozbryzgi kropli w różnych kierunkach... a jeszcze głębiej: cisza i bezruch...

Ciało ludzkie tak i formy kropli, fali i oceanu, jak ogień tańczący płomieniami, strzelający iskrami
są rzeczy-w-iste w istocie swej, w SOBIE.  Iluzją jest oddzielność... kropel, fal i oceanu, które są wodą, iskier i płomieni, które są ogniem, ciała i ognia, wody, ziemi, powietrza, i eteru - energii, który je scala w całość nieskończoności SIEBIE - JEDNEJ ISTOTY przejawiającej Się nieskończonością form...
- Po co więc ciało? Po co kropla, fala i ocean? Po co zróżnicowanie form?
- Ano po to, by wszystkość mogła doświadczać SIEBIE w tych zróżnicowanych formach...
także iluzji oddzielności w tym świecie - śnie...
aby budząc się z zaśnienia w tej iluzji oddzielności mogła doświadczać urzeczywistnienia SIEBIE, swojej pełni i Prawdy o SOBIE...  świadomością i jej nektarem - miłością wszechprzenikając, wszechobejmując SIEBIE w każdej z tych form. Tak... Się bawi SIEBIE SOBĄ... Tak SIEBIE tańczy.

- "Po co to Życie?"
- Dla Zabawy, inaczej: Tańca istnienia. Taka odpowiedź bywa postrzegana jako "niepoważna" i "zbyt prosta", więc niewystarczająca. Bo ja nigdy nie może być nasycone wierząc w iluzję oddzielenia od całości SIEBIE.

- "Co więc ja oddziela od całości SIEBIE?"
- Przekonania oceniające, pełne oczekiwań, skonfliktowane z tym, co JEST, chcenie, by było inaczej niż JEST, niechcenie tego, co JEST... opory przeciwko temu, co JEST... z powodu wiary w iluzje o sobie...

- "Po co więc zarażać iluzją, wojną i cierpieniem, zamiast ot, tak płynąć w radości?"
- Po co? Bo tak Się zdarza w TYM, CO JEST. Oddzielone iluzją o sobie ja nie może zrozumieć, że także jego iluzja oddzielenia, a w tym dramaty, tragedie są tak samo twórczym dziełem cząstek całości SIEBIE jak i komedie. Radość istnienia to taki "stan" świadomego bycia, który wykracza poza owe tragedie i dramaty oraz komedie, bo je wszystkie "prześwietla" i widzi jako twórczość... której nie trzeba oceniać, krytykować, interpretować jako złą lub dobrą, bo np.: "komedie są lepsze od tragedii albo odwrotnie". Można, oczywiście, ale nie trzeba.
W Prawdzie chcenie czy niechcenie, oczekiwania ani oceny, nawet okoliczności nie mają znaczenia, bo stan świadomego istnienia jest od nich wolny.

I jeśli spoglądamy głębiej na tych "aktorów", co cierpią i "chcą zarażać innych" albo nawet "niechcący zarażają", to zarażają tylko tych, którzy są podatni na to "zarażanie"... A jeśli wnikniemy głębiej w "nasze własne - indywidualne" cierpienie i odgrywanie roli ofiary, (którą-ś-my przez jakiś czas odgrywali i z nią się utożsamiali), to możemy dostrzec, że w tym przeżywaniu była jakaś pasja, wręcz namiętność odgrywania tej roli. Choć cierpieliśmy, to jednak z pasją...
Iluzja bywa doświadczana z pasją... A gdy zaczęliśmy odczuwać przesycenie tym cierpieniem, przestało ono być takie pasjonujące. Nastąpiło nasycenie, wręcz przesycenie i znużenie odgrywaną rolą... Coś w nas dojrzało...

Każda cząstka tej całości, którą wszyscy jesteśmy, bez względu na to, jaką rolę odgrywa i bez względu na to, czy komediową czy tragiczną, czy świadomie czy nieświadomie, jest tak samo istotna dla Prawdy, jak wszystkie inne cząstki... Nie ma zbędnej czy niepotrzebnej ani jednej Kropli w całym Oceanie... A wszystkie Krople i każda z osobna tańczą w zgodzie z prądami, ruchami Tańca całego Oceanu...

Gdy przestajemy pytać "po co i dlaczego?", a pobądziewamy sobie z tym, co JEST, to zrozumienie Się samo objawia, u-jawnia, jawi...

Do tworzenia ruchu nie jest niezbędna iluzja, lecz różnorodność. Do tworzenia ruchu wystarczy zróżnicowanie. Zróżnicowanie nie jest iluzją, iluzją jest postrzeganie zróżnicowanych części jako odrębnych (np. jako lepsze lub gorsze itd.). W iluzji oddzielenia jest doświadczane cierpienie ja. Poza iluzją oddzielenia cierpienie nie istnieje.

- "Po co aktorzy zagrywają się w zapomnienie?"
- Dla Zabawy, Tańca Jedni, całości, wszystkości... SIEBIE. Bo ten Taniec nie ma innego celu niż tańczenie. Taniec i tańczący, cisza przestrzeni bezruchu, w której Taniec Się Tańczy i nawet obserwujący to Jedno w swej wielości... A nawet Jedno przejawiające się swoją nieskończoną różnorodnością: poznanego, nieznanego i niepoznawalnego... zmiennego i niezmiennego jednocześnie.

I mimo iż tu Się daje odpowiedź "na tacy" ;), nie może ona być "przyjęta", póki nie stanie się doświadczona w wewnętrznej przestrzeni jednego wszechświata, który doświadcza w tym Tańcu SIEBIE na nieskończoną ilość sposobów.

- "Czy ten poziom istnienia w cierpieniu jest niezbędny?"
- Jeśli "ten poziom" uznawany jest za "zbędny" lub pojawiają się wątpliwości, "czy aby napewno jest niezbędny?", to jest to nadal wyraz iluzorycznego braku zaufania do wszystkości z powodu jakiegoś oddzielenia od tej wszystkości, całości, Źródła, Wielkiego Ducha itd. To wyraz iluzorycznego braku oddania się z całkowitym zaufaniem temu, co jest dane do doświadczania... tu i teraz.

To tak, jakby Kropla miała wątpliwości, czy jej chwilowe oderwanie się od fali Oceanu jest rzeczywiście niezbędne... Albo spadając na gówno (które wraz z innymi Kroplami będzie rozpuszczać), stawiała temu opór, bo "wolałaby spaść na ten kwiat obok i jego zasilić". Więc Kropla zaczyna "cierpieć", bo w iluzji odrębności "zapomniała", że to jej chwilowe oderwanie od fali czy oderwanie od chmury i bycie tu, gdzie jest w danym momencie, wynika z ruchów tańca wszystkich fal i tańca prądów całego Oceanu...

To też tak, jakby fala próbowała stawiać opór przed kierunkiem nadanym jej prądami Oceanu...

Zawsze są jakieś... uwarunkowania i tendencje... Tak naprawdę zależne i jednocześnie niezależne od naszych indywidualnych ja. Jak to możliwe? Uwarunkowania są jak przeznaczenie (kropla spada tu, gdzie spada), a tendencje jak indywidualna twórczość (kropla chce lub nie chce, ocenia, oczekuje lub odrzuca)... "taka karma"... Czy kropla deszczu się buntuje, że "upadła tam, gdzie nie powinna", bo to miejsce jest "niezgodne" z jej oczekiwaniami? Gdyby kropla deszczu umiała myśleć i tak myślała, to na pewno z tego powodu by cierpiała i żyła w świecie - śnie walki, wciąż s-konfliktowana z tym, co JEST.

Gdy kropla leci tam, gdzie leci, to jej przeznaczenie się ujawnia danymi warunkami niezależnymi od jej chcenia lub niechcenia. ("Karma" równa się zero, przejawia się "dharma").
Gdy kropla się przeciw temu buntuje, bunt sprawia, że pojawiają się tendencje stwarzane jej iluzoryczną "wolną wolą". (Tworzy się "karma"). 

Stawianie oporu temu, co JEST, a nawet tendencjom indywidualnych ja, wynika z wiary w iluzję oddzielenia, która jest przyczyną doświadczania cierpienia. Przyjęcie tych tendencji ja, a następnie uwarunkowaniom - temu, co JEST dane, sprawia, że świadomość ekspanduje i je integruje (umożliwia umysłowi ich uświadomienie) i uelastycznia ja, które także wówczas może ekspandować. Które może połączyć na powrót z falą, prądami Oceanu i całym Oceanem. Dzięki temu owe indywidualne ja ekspanduje wraz z ujawnianiem i rozpuszczaniem się kolejnych i kolejnych warstw iluzji o sobie... I łączy się ze SOBĄ - z JA, KTÓRE JEST.

Rozpoznawanie tendencji do takich, a nie innych myśli konfliktujących indywidualne ja z innymi ja oraz wszystkimi ja jako całością - jednym JA, które JEST - umożliwia uwalnianie się indywidualnych ja z tendencji i uwarunkowań.

Wtedy TO, CO JEST, jest widziane i ś-wiadome czyli z radością widziane, odczuwane i przyjmowane takim, jakie JEST.


C.D.N.


niedziela, 3 lutego 2019

CIAŁO, ZIEMIA, WODA, OGIEŃ, POWIETRZE I ETER...


Ciało ludzkie 
tak i formy 
kropli, fali i oceanu,
jak ogień tańczący płomieniami, 
strzelający iskrami
są rzeczy-w-iste w istocie swej, w SOBIE. 

Iluzją jest oddzielność... 
kropel, fal i oceanu, które są wodą, 
iskier i płomieni, które są ogniem, 
ciała i ognia, wody, ziemi, powietrza i eteru (energii), 
który je scala w całość 
nieskończoności SIEBIE - JEDNEJ ISTOTY 
przejawiającej Się nieskończonością form...

Po co więc ciało? Po co kropla, fala i ocean? Po co zróżnicowanie form? 

Ano po to, by wszystkość mogła doświadczać SIEBIE 
w tych zróżnicowanych formach... 
także iluzji oddzielności w tym świecie - śnie... 
aby budząc się z zaśnienia w tej iluzji oddzielności mogła doświadczać 
urzeczywistnienia SIEBIE, swojej pełni i Prawdy o SOBIE... 
świadomością i jej nektarem - miłością wszechprzenikajac, wszechobejmując SIEBIE 
w każdej z tych form. 

Tak... Się bawi SIEBIE SOBĄ... 
Tak SIEBIE tańczy...


sobota, 2 lutego 2019

KUBUŚ PUCHATEK O MIŁOŚCI...



- A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? - spytał Krzyś ściskając Misiowi łapkę - Co wtedy?
- Nic wielkiego - zapewnił go Puchatek - posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha to ten ktoś nigdy nie znika tylko siedzi gdzieś i czeka na Ciebie.

"Kubuś Puchatek" A.A. Milne'a.