niedziela, 21 października 2018

STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ


"Jeśli nigdy nie doświadczyło się, nie dopuściło głębiej miłości bezwarunkowej, to taka miłość może przerażać i/lub powodować wycofanie." - DominikaWachowska

Tak, taka miłość może nawet przerażać. 
Taka miłość bywa odczuwana wobec wszystkich ludzi, ale przejawia się wobec Obecności indywidualnych istot ludzkich. Czyjaś Obecność czasem może nas dotknąć tak głęboko swoim pięknem (lub "brzydotą"), by za chwilę (czas jest względny) poruszyć w nas coś, co jeszcze nie zostało odkryte, a co nagle wypływa na wierzch ze strefy "cienia", z nieświadomości - z nieznanego...

Dla mnie Miłość, którą zwie się bezwarunkową jest wszechobejmującą, wszechprzenikającą... i doświadczanie jej polega na tym, że jeśli od czegokolwiek jestem jeszcze oddzielona, to to się ujawni, zamanifestuje, wyłoni ze strefy nieznanego (nieświadomego), żebym mogła kolejne części Siebie jako Całości obejmować i przenikać samo-świadomością, zrozumieniem, miłością.... I integrować w Sobie scalając SIEBIE jako całość, Jedno...

Jakiś czas temu uświadomiłam sobie, że przez kilka lat czułam pewien opór przed mężczyznami stojącymi przed sklepem i nagabującymi przechodniów, i oczywiście mnie o pieniądze. Wyglądali na bezdomnych albo bezrobotnych alkoholików. Tak ich oceniałam. Próbowałam różnie się wobec nich zachowywać. Czasem kupowałam im jedzenie. Czasem dałam jakieś pieniądze. Czasem udawałam, że nie słyszę, co mówią. Bo najchętniej przechodziłabym obok nich niezauważona. Lecz tak na prawdę to... bałam się ich z jakiegoś powodu. Aż wreszcie któregoś dnia coś się zmieniło. Szłam do sklepu, zobaczyłam dwóch takich mężczyzn, ale tym razem spojrzałam jednemu z nich prosto w oczy, bo czułam już miłość w sercu i zrozumienie dla ich przejawu. I w tym momencie... oboje uśmiechnęliśmy się do siebie. Ten trzeci również. I poczułam, że rozsypały się we mnie i znikły kolejne warstwy jakichś granic, które wcześniej oddzielały mnie od takich ludzi i nie pozwalały odczuwać wobec nich miłości. Poczułam w sercu radość tej zmiany.

Kiedyś moja przyjaciółka powiedziała mi, że zrozumienie i miłość, która się przeze mnie wobec niej przejawiała, momentami ją tak przerażała, że jej "ego" miało ochotę zanegować wszystko, co się przeze mnie przejawiało. Nie mogła tego przyjąć, bo czuła w sobie mnóstwo oporów i koncepcji, które jej podpowiadały, że to niemożliwe, by w taki sposób można było kochać i rozumieć ludzi. Nawet - jak przyznała - momentami czuła wręcz nienawiść do mnie. I tak walczyła "ze mną" w sobie miesiącami, a nawet latami. Bo tak się przejawia wewnętrzny konflikt pomiędzy tym, czym nie jesteśmy - myślami, ideami, konceptami oddzielenia a tym, czym jesteśmy: kochającymi i kochanymi Istotami... (Miłością i Madroscią. Swiadomością i Umysłem jako Jedno).

Aż wreszcie kiedyś powiedziała mi, że poczuła otwartość na przyjęcie tej miłości, bo odkryła i wie, że gdyby nawet zrobiła "coś strasznego", nawet gdyby na przykład "zabiła człowieka", to zostałaby przyjęta ze zrozumieniem, a 'moje' uczucie do niej nie uległoby zmianie.

To uczucie może się tylko w nas pogłębiać...

Może się pogłębiać wraz z naszą samo-świadomością, ponieważ obszary nieznanego są nieskończone. Na poziomie świadomości w zatrzymaniu poza myślami, koncepcjami, sytuacjami, w ciszy poza ciszą, jesteśmy... niczym i wszystkim jednocześnie, pyłkiem i wszechświatem całym jednocześnie, połączeni z nieokreśloną, nienazwaną, nieskończoną, wieczną całością... Jednak Życie jest dynamiczne i podróż w nieskończoności trwa. A my wkraczamy w kolejne obszary nieznanego. Na tym etapie podróży tak to jest postrzegane z perspektywy kropli oceanu, którą jestem, kropli, która wie i czuje, że na poziomie świadomości jest integralną cząstką oceanu, a cały ocean w niej się odbija. Kropla jest oceanem i ocean w kropli się przejawia. Jednak... ta kropla przesuwa się wciąż z falami i zwiedza różne obszary oceanu, które poznaje jako... różne światy - sny... I może je obejmować, i przenikać Sobą w sobie... jako ocean w kropli... 

Jest nieznane niepoznane a poznawalne i nieznane niepoznawalne. 


p.s. owi bezdomni, o których rok temu wspomniałam w poniższym tekście, niedługo potem... zniknęli... Już ich nie ma...