piątek, 5 kwietnia 2019

ŁZA SZCZĘŚCIA - PRZYPOWIEŚĆ

Dopóki nie rozpuści się to "coś", co blokuje lub stawia opór spontanicznemu Tańcu Życia, Miłości w formie, dopóty to "coś" będzie tęsknić za "niczym".
Przypowieść taka: kiedyś, kilka lat temu, pojawiła Się we mnie wizja łzy szczęścia spływająca po policzku... Radość Istnienia i Miłość, którą teraz odczuwam, została poprzedzona wiele lat temu tą wizją (kilkakrotnie doświadczoną przez moment):

Gdy nagle znalazłam się w "pustce:, poczułam, jak spływa łza szczęścia po policzku i dopływa do ust. Byłam tym policzkiem i tą łzą, i przestrzenią, i świadomością bez formy jednocześnie.
I poczułam smak tej łzy. I przyszło do mnie rozpoznanie, że ta łza i policzek, i usta to wszystko… jest iluzją… Zaczęłam się śmiać. Czułam się niby wolna… pusta, a jednak z czymś połączona... Ale z czym? To było odczucie połączenia. Coś mnie przyciągało... I wtedy znów łza szczęścia, jako spełnienie (przejaw jakiejś pełni) pojawiła się.
Przyglądałam się... sobie od "wewnątrz": łzie na policzku jako iluzji i poczułam, jak… łza zanika. A ja pozostaję... w ciemności, ciszy... Wtedy coś Się przypomniało, że mogę jakby wybrać: by łzy znikły i to, co odczuwam przestało się przejawiać w tej formie, w tym ciele, w jakim jestem albo mogę w tej formie pozostać. Bo tylko poprzez tę formę mogę doświadczyć urzeczywistnienia tej łzy szczęścia i tego "stanu istnienia".
Zrozumiałam, że gdybym tak po prostu zanikła tak, jak ta łza, nie mogłabym odczuwać tej radości i odczuwać poprzez ciało na jego wszystkich poziomach wibracji tego, czego doświadczałam w tym momencie łącznie ze łzą szczęścia, radością dotyku łzy i policzka,
spływania tej łzy po policzku...
i jej smaku…
I przypomniałam sobie, że to jest takie piękne, że coś pragnie "w tym doświadczeniu", w tym "stanie" pozostać. Aby mogło się ono urzeczywistnić.
Ale wtedy to jeszcze nie było możliwe. Jakby coś we mnie potrzebowało dojrzeć...Coś potrzebowało się jeszcze przygotować: pouświadamiać, zintegrować i uwolnić... zmienić się... rozpuścić (?) to, co jeszcze stawiało opór, by pragnienie doświadczenia radości istnienia i łez szczęścia mogło się w pełni urzeczywistnić.
To było pragnienie, które dopiero teraz świadomie się urzeczywistnia.
Czyje pragnienie, po co dlaczego? A jakie to ma znaczenie? Coś się wyśniło, wyśniewa w wizjach i się urzeczywistnia.
(I tak samo było/jest z Miłością...)
W tej wizji ujawniło się dla mnie coś jak drogowskaz - co będzie mi dane do samorealizacji... teraz to jest klarowne, oczywiste. I wtedy doświadczyłam różnych stanów bycia: w formie i poza formą.
Wtedy zostało mi pokazane - uświadomiło się, że istnienie poza formą jest realizowane w formie, formą - tak Się urzeczywistnia. Jako Jedno: bycie świadomością, pragnieniem i jego urzeczywistnieniem jednocześnie.
- Wybierałaś między śmiercią a życiem?
Paradoksalnie nie wybierałam pomiędzy życiem i śmiercią. To coś innego... Tak zwana śmierć jest tylko zmianą formy.
Kiedyś próbowałam się zabić w młodości w buncie przeciw temu światu. Chciałam się zabić, bo przerażona byłam tym światem. Jednak przyszło rozpoznanie, że jeśli to bym zrobiła skutecznie raz jeszcze, to i tak bym musiała wrócić. Usłyszałam w sobie, że i tak tu wróciłabym, bo jestem tu po to, by zrozumieć ten świat, a potem będę wiedziała, co dalej. Wtedy tylko pozornie miałam wybór pomiędzy życiem i śmiercią, to był iluzoryczny wybór, bo nawet, gdybym "wybrała" wtedy śmierć, to i tak musiałabym wrócić, aby pragnienie (Duszy?) mogło Się urzeczywistnić.
Więc wygląda to tak, jakbyśmy tylko pozornie mieli wybór pomiędzy życiem i śmiercią czy istnieniem i nieistnieniem. A naprawdę takiego wyboru nie ma. Taki wybór jest iluzoryczny. Bo jest tylko istnienie.
A to, co dla "uwarunkowanego umysłu" - tej struktury stawiającej opór Życiu - jawi się jako nieistnienie, jest czymś, co jest wszystkim w swoim wiecznym, nieskończonym potencjale nieopisywalnym.
Śmierć jest "wybierana" wtedy, gdy jakieś ja cierpi i śmierć wydaje się cierpiącemu ja jedynym rozwiązaniem. Tak, bo bunt, opór, strach, cierpienie i nienawiść do tego świata (samsary) prowadzą do autodestrukcji - "wyboru śmierci" - samobójstwa. A to też iluzja. Bo to nie jest prawdziwe "wyjście" z tego świata. Takie "wybory" powodują, że wciąż wracamy do świata cierpienia (samsary). A prawdziwe wyjście z tego świata jest możliwe nie poprzez śmierć, lecz poprzez zrozumienie (przekraczające intelekt ) tego świata. Zrozumienie w sensie samoświadomej samorealizacji, urzeczywistnienia, które prowadzi do wyzwolenia.
I Miłość jest też tym, co jest tu do urzeczywistnienia.
Bo to, co dla oddzielonego (od całości SIEBIE) czyli "uwarunkowanego umysłu" - tej struktury ja stawiającej opór Życiu - jawi się jako nieistnienie, nie jest nieistnieniem. Jest czymś, co jest wszystkim w swoim wiecznym, nieskończonym potencjale. A oddzielny, a więc ograniczony umysł, nazywa to wieczne nieistnieniem, a to wieczne JEST, choć nieopisywalne i nienazywalne.  Natomiast opisywane i nazywane jest, gdy nieoddzielony już od całości SIEBIE umysł na to wskazuje, by ten oddzielony, ograniczony mógł dostrzec i przekroczyć swoje ograniczenia.
Wtedy się kończy doświadczanie świata cierpienia i zaczyna inne bycie, istnienie - "po przejściu" przez "ucho igielne, paszczę jaguara, oko smoka, bramę pustki... narodziny z Ducha" - to wszystko różne nazwy w różnych kulturach tego samego...

PONAD KONFLIKTAMI, KONCEPTAMI, W ZANURZENIU W NIEZNANYM

Każde Ja, które zatraca się w konfliktach, nie może istnieć w s-pokoju i harmonii ze SOBĄ.
Każdy konflikt "zewnętrzny" wobec Ja jest projekcją nieświadomego konfliktu "wewnętrznego" Ja oddzielonego iluzjami od całości, Jedni SIEBIE.. do momentu, w którym iluzja oddzielności Ja rozwiewa się jak dym.

A bo mędrcy mądrze prawią: "stań się jak dziecko", a dzieci czasem "w obłokach bujają" i wciąż Się czymś zachwycają... stąd nasze życie na Ziemi może być jednocześnie Życiem w Niebie, Byciem w tu i teraz... Istnieniem radosnym w ufności i otwartości na NIEZNANE...


Wszystkie koncepty, idee myśli są neutralne. Gdy zaczynamy w jakieś wierzyć, zaczynamy ich doświadczać - one manifestują się nami, a my je urzeczywistniamy. Niektóre koncepty, idee są sprzeczne ze sobą, inne się uzupełniają, a są i takie, które je wszystkie ze sobą integrują i scalają.
Gdy zaczynamy w nie wierzyć jako prawdziwe czyli "jedyne najprawdziwsze prawdy", pojawiają się konflikty, bo inni wierzą w inne. No i wtedy zaczyna się "jazda" - walka na racje: "która prawda jest najprawdziwsza". I to sprawia, że w walce pojawiają się rany i cierpienie, zwycięzcy i przegrani, a i tak wszyscy stają się tej walki ofiarami z ukrytymi w swoich cieniach nieświadomości oprawcami...
Wierząc w jakieś koncepty, idee jako "jedyne prawdy najprawdziwsze" oszukujemy siebie i innych nieświadomi konsekwencji tego, co przez nas się przejawia.
Zabawne jest w pewnym sensie, choć bywa też bolesne, kiedy jesteśmy tak z tymi konceptami, ideami utożsamieni, że nie jesteśmy świadomi, iż wierzymy w sprzeczne ze sobą koncepty, które uaktywniają się w zależności od emocji odczuwanych w danej sytuacji. Np.: w jakimś momencie do tej samej osoby ktoś mówi "uwielbiam cię", a w innym "nienawidzę cię". W których słowach jest wyrażona prawda? Ani w jednych ani drugich, gdy są one wyrażane nieświadomie, bo służą tylko do opisu doświadczanych stanów emocjonalnych. A nie do wyrażania prawdy.
Nie chodzi o to, że wszyscy od razu powinniśmy wierzyć w to samo - te same koncepty i idee, i ich doświadczać, bo to po prostu w tym świecie nie jest możliwe. Lecz chodzi o to, że możliwe jest uświadomienie sobie, że nikt z nas nie ma racji. Tak, nikt absolutnie. Że to, w co uwierzyliśmy jako prawdziwe, nie jest prawdziwe, lecz prawdą jest, że to, w co uwierzyliśmy, jest przez nas doświadczane na różne sposoby. Przez jednych przejawia się większa samoświadomość dzięki tym koncepcjom, ideom, które umożliwiają objecie, scalenie umysłem i integracje czuciem wszystkich pozostałych.
Są koncepty, idee, które sobie wzajemnie przeczą i się ze sobą konfliktują, walczą,
są koncepty, idee, które się wzajemnie uzupełniają
i są takie koncepty, idee, które wszystkie pozornie oddzielone koncepty i idee oraz te uzupełniające się wzajemnie, wszystkie je ze sobą scalają.
Jedne idee, koncepty... prowadzą "do oddzielenia", inne "w głąb siebie", a jeszcze inne "do scalenia SIEBIE"... Różne koncepty... do ewentualnego testowania lub nie.
Nawet to, co tu Się pisze i wyraża też jest koncepcją wynikającą z doświadczeń, jakie były/są dane, a jednak ś-wiadome jest, że nie pretendują one do bycia "ostateczną" czy "jedyną prawdą".