środa, 20 lipca 2022

ZABAWA W BADACZA ZJAWISK część 2: RELIGIE, DOGMATY, NAUKA I PARADOGMATY A AUTORYTARYZM I TRAUMY ...

RELIGIE, DOGMATY, NAUKA I PARADOGMATY A AUTORYTARYZM I TRAUMYZ NICH WYNIKAJĄCE ...

Ciekawa poznawczo, bo prowadząca do zrozumienia współzależności różnych zjawisk, jest obserwacja przyczyn tego, co - jakie myślo-koncepty ktoś uznaje za realne i prawdziwe, a inne odrzuca jako nierealne, nieprawdziwe czy wirtualne gry. 

Zainspirował mnie taki cytat:

"Czymże jest religia, jeśli nie wielką grą w wirtualnej rzeczywistości, w którą grają miliony ludzi? Religie takie jak judaizm czy chrześcijaństwo wymyślają wyimaginowane prawa: nie jedz wieprzowiny, noś na głowie dziwaczny kapelusz, powtarzaj te same modlitwy trzy razy dziennie, nie uprawiaj seksu z osobami tej samej płci i tak dalej. Te prawa istnieją oczywiście tylko w ludzkiej wyobraźni. Natura nie każe nam się modlić do kogokolwiek, nie zabrania homoseksualizmu ani jedzenia wieprzowiny. Żydzi i chrześcijanie przechodzą przez życie próbując zdobywać punkty w swojej wirtualnej grze. Jeśli się modlisz - otrzymujesz punkty. Jeśli zapomnisz się pomodlić - tracisz punkty. Jeśli dwóch mężczyzn uprawia ze sobą seks, tracą wiele punktów." *)

No tak... A czy natura cokolwiek nam każe albo nie każe czy zabrania? Cokolwiek promuje lub ustala, co jest wirtualną grą, a co realną rzeczywistością? To człowiek przecież w coś wierzy, a w coś innego nie wierzy; coś uznaje za wirtualne, istniejące tylko w ludzkiej wyobraźni, nieprawdziwe, a coś innego za rzeczywiste, realne, prawdziwe...

Czy religie z ich dogmatami, symbolami i rytuałami są wirtualnymi grami, iluzjami tańczącymi w umysłach wierzących, a naukowe koncepty, hipotezy i paradygmaty są realne? 😉

Każda idea, każdy myślo-koncept jest wirtualny. Przestaje być takim, gdy ktoś w niego uwierzy i zaczyna działać według utożsamienia z nim. A czasem taki ktoś zaczyna walczyć o prawdziwość i lepsiejszość pewnych myślo-konceptów z powodu wiary w ich prawdziwość i przywiązania do nich. I z powodu takiej wiary jedne myślo-koncepty uznaje za realne a inne za wirtualne. Tak też się zdarza...

Doświadczenia traumatyczne związane z doświadczeniem przemocowości różnych autorytetów w tym także religijnych mają swoje konsekwencje. Poczucie bycia ofiarą religii może być traumatyczne. Np. gdy religia neguje, odrzuca i napiętnuje tzw. homoseksualizm, to ludzi utożsamionych z homoseksualizmem zaczyna traktować jako grzeszników, których należy napiętnować różnymi metodami. Różne formy i sposoby działania ludzi uznane za grzeszne bywają napiętnowane i wyszydzane. Ale to nie religia sama w sobie jest przemocowa, lecz jej wyznawcy, zwłaszcza autorytarni kapłani grający rolę wszystkowiedzących pomazańców bożych, stojących na straży ustalanych przez nich skostniałych reguł, praw i zasad społeczno-kulturowo-religijnego porządku i tzw. dogmatów albo tradycji, którą ludzie sami tworzą i kontynuują. 

Tacy kapłani często mają na celu utrzymanie władzy nad wiernymi danej religii. Ignorują autentyczny rozwój duchowy, osobowościowy, również ewentualny kulturowo-społeczny rozwój wyznawców. Ignorują to, co w każdej religii jest podstawowym przesłaniem, mądrością wskazującą np. na wyzwolenie z cierpienia. Dlatego zdarza się, że ci, którzy nie zachowują się zgodnie z owymi dogmatami czy normami, prawami i zasadami danej religii, są napiętnowani, zawstydzani, szykanowani. Stają się oni ofiarami przemocy religijnej. Nie tylko stosowanej przez kapłanów, ale również przez różnych jej wyznawców. Bo przemoc nie tylko bywa fizyczna, ale każda przemoc prowadzi do traumatycznych doświadczeń i cierpienia.

Trauma z greki znaczy rana. I dopóki taka rana nie zostanie uleczona, doświadczany ból (psychiczny) i poczucie bycia ofiarą będą się manifestowały w działaniach takiej osoby, choć może ona być tego nieświadoma. Tu swoje źródło ma poczucie odrzucenia od wspólnoty, wynikająca z niego złość, wściekłość, także bunt oraz potrzeba manifestacji swojej inności, a czasem nawet zemsty. Taka osoba może być nieświadoma tego, że w swoim cieniu - nieświadomości ukrywa przed sobą swoją własną autorytarność i psychiczno-mentalną (duchowo-umysłową) przemocowość. Ofiara przemocy religijnej może stać się nawet "naukowym prorokiem".

Tu przykładem może być osoba, która w ostatnim czasie (jak wielu jej podobnych) staje się coraz bardziej medialna i znana na świecie, a przez niektórych ludzi bywa nazywana "współczesnym prorokiem".

To Yuval Noah Harari, autor przytoczonego wyżej cytatu, który mnie zainspirował do przyjrzenia się wnikliwiej pewnym zjawiskom i przejrzenia się w nich jak w lustrze fałszywych wyobrażeń o sobie i innych. 

Obserwacja jego poglądów i różnych wypowiedzi prowadzi do rozpoznania, że odrzucony przez Harariego wzorzec autorytaryzmu religijnego uległ w nim modyfikacji i został przekształcony w autorytaryzm naukowy. Religijny dogmat został odrzucony, ale naukowy paradogmat (znaczenie tego pojęcia opisane jest w poprzedniej notatce) zaczął się coraz bardziej w nim i poprzez niego rozwijać... I dlatego na przykład religie uznaje on za "gry w wirtualnej rzeczywistości", a "prawa, zasady i normy promowane przez owe religie za wyimaginowane, bo istniejące jedynie w ludzkiej wyobraźni". Natomiast pewne myślo-koncepty - paradogmaty naukowe, które mają np. łączyć biologię z technologią i sztuczną inteligencją, nie są przez Harariego uznawane za "gry wirtualnej rzeczywistości: ani "istniejące jedynie w ludzkiej wyobraźni", lecz są uznawane za bazę dla tworzenia realnej rzeczywistości. I tylko pozornie paradoksalnie - bo dzięki swojemu naukowemu autorytaryzmowi - Harari stał się dla niektórych ludzi "współczesnym prorokiem". 

Taka osoba zrażona do religii oczywiście może twierdzić np., że człowiek nie ma wolnej woli, że istnienie duszy i Ducha czy Boga to "fake newsy" i jednocześnie wierzyć w to, że ludzie mogą stać się bogami. Bo między innymi i takie koncepty ów "prorok nowego światowego porządku" głosi i promuje. 

To jeden z przykładów na to, jak odrzucony, zanegowany, wyparty do strefy cienia - do nieświadomości - wzorzec autorytaryzmu może manifestować się ulegając pewnej modyfikacji. Osoba, która odrzuciła i zanegowała dogmat religijny z łatwością może stać się wybitnym promotorem paradogmatu w nowej wersji na przykład naukowego albo/i politycznego. Osoba taka może być nieświadoma, że działa według tego samego wzorca, od którego chciała się odciąć, który zanegowała w sobie. A jednak ten sam wzorzec autorytaryzmu nadal jest przez nią nieświadomie realizowany i kontynuowany. Czasem z coraz większym przekonaniem o mocy i słuszności wyznawanych i głoszonych naukowych czy politycznych myślo-konceptów.

Dlatego też ci, którzy nie zachowują się zgodnie z owymi nowymi prawami i zasadami, zaczynają być wyśmiewani, napiętnowani, zawstydzani, szykanowani, zastraszani itp. Stają się oni ofiarami autorytaryzmu i naukowej przemocy, która może prowadzić do kolejnych traumatycznych doświadczeń.

A poczucie bycia ofiarą takiej nauki także może być traumatyczne i napędzać kołowrotek doświadczania konfliktów i traum. Ale tu też nie sama nauka jest przemocowa, lecz jej autorytarni głosiciele i wyznawcy, zwłaszcza zagorzali promotorzy owej nauki grający rolę wszystkowiedzących ludzkich bogów i marionetkowi wykonawcy - realizatorzy nowej, naukowej religii. Bo są oni tacy sami jak wyznawcy nowej religii ustalający i realizujący "nowe, konieczne i jedynie słuszne" reguły, normy, prawa i zasady społeczno-kulturowego porządku. Tacy prorocy - podobnie jak wcześniej różni religijni i niereligijni ideolodzy - stają się głosicielami i promotorami przejęcia i utrzymania władzy nad tymi, którzy uwierzą w ową naukę i staną się jej wyznawcami. Dla takich "proroków" nie ma znaczenia autentyczny rozwój duchowy czy społeczno-kulturowy ewentualnych "wyznawców", lecz jedynie rozwój zgodny z myślo-konceptami, w które tacy "prorocy" sami wierzą, głoszą i promują. Dla nich czymś naturalnym i niezbędnym staje się możliwość "hakowania ludzi" - którą głosi Harari. Po to, by twórcy "nowej wiary" mieli jak największą kontrolę nad jej ewentualnymi "wyznawcami".

Wcześniejsze ofiary jakiegoś autorytaryzmu (religijnego czy politycznego) zazwyczaj prędzej czy później stają się głosicielami nowych myślo-konceptów, nowej wiary. I przez swój przekształcony, bo zreformowany i jakby udoskonalony autorytaryzm, dla niektórych ludzi mogą stawać się "współczesnymi prorokami" i jednocześnie wrogami tzw. innowierców - .

I w pewnych warunkach naukowy paradygmat (np. hipoteza wraz z założeniami) może przekształcać się w paradogmat - gdy jego promotorzy odrzucają wszelkie dyskusje, które ów paradogmat mogłyby w jakikolwiek sposób podważyć albo wskazywać na jego potencjalną szkodliwość lub nieskuteczność albo mogłyby uznać za "gry wirtualnej rzeczywistości".

W taki sposób naukowy paradygmaty stają się paradogmatami. A i tak teoria sprawdza się jedynie w praktyce czyli w bezpośrednim doświadczeniu. Czasem zewnętrznym, a czasem wewnętrznym.

Miałam kiedyś ciekawe doświadczenie związane ze zjawiskiem tak zwanych czarnych dziur. Widziałam w wewnętrznej wizji, doświadczyłam wewnętrznie i wiedziałam, że czarne dziury emitują energię. To było sprzeczne z założeniami teorii czarnych dziur. Stephen Hawking współtwórca tej teorii twierdził, że nic, co wchłonie czarna dziura, nie może się z niej wydostać, więc kiedy rozmawiałam z różnymi naukowcami i opowiadałam o możliwości emisji energii z czarnych dziur (że wcale nie są takie "czarne",, bo jednocześnie są "białe"), moje poglądy były wyśmiewane. Owi naukowcy uznając autorytet Hawkinga wierzyli w prawdziwość jego teorii, a moją perspektywę postrzegania tego zjawiska uznawali za śmieszną, bo nierealną. Przy okazji nauczyłam się akceptacji tego, w co wierzyli owi naukowcy i zrozumienia, czemu odrzucali moją wersję postrzegania zjawiska opisywanego jako czarne dziury. 

Najbardziej zabawne w tej historii było jednak dla mnie to, że po wielu latach Hawking sam ogłosił, że wcześniej się pomylił twierdząc, że czarne dziury nie mogą emitować światła. Bo gdy usunął tzw. osobliwość z wnętrza czarnej dziury, opracował teorię promieniowania, którą sam uznał za swój największy sukces. 

W postrzeganiu zjawiska czarnych dziur i tzw. osobliwości bliskie mi jest to, co kiedyś w swoim artykule na ten temat napisali Ted Jacobson i Thomas Sotiriounapisa:

"Osobliwość. To miejsce, gdzie tracą sens znane nam prawa fizyki. Dla zwyczajnego fizyka osobliwość jest tworem wyłącznie teoretycznym. Pojawienie się osobliwości oznacza, że obowiązująca teoria zawodzi i potrzeba innej, żeby zjawisko opisać. Inaczej mówiąc, osobliwość jest nie tyle dziurą w strukturze wszechświata, co raczej dziurą w naszym rozumowaniu." 😊

O tak, wiedza jest zmienna jak i to, w co możemy wierzyć lub nie wierzyć. Co możemy uznawać za prawdopodobne, możliwe, prawdziwe, a co nie. Także dogmaty religijne są tylko zbiorem jakichś myślo-konceptów, które ktoś uznaje za prawdziwe, realne, bo wierzy, że one takie są. A ktoś inny uznaje je za iluzoryczne czy na przykład "gry wirtualnej rzeczywistości". Bo trudno je udowodnić eksperymentalnie w jakimś zewnętrznym doświadczeniu. Co nie znaczy, że tego, co autentycznie duchowe, wolne od rytuałów, wykraczające poza ogólnie przyjęte normy, zasady i prawa religijno-społeczno-kulturowe nie da się doświadczyć i zrozumieć w wewnętrznym doświadczeniu. Podobnie dzieje się z myślo-konceptami naukowymi, które zazwyczaj najpierw doświadczane są wewnętrznie (np. sny czy wizje). Choć czasem potrzeba je sprawdzić poprzez przeprowadzenie nie tylko wewnętrznego doświadczenia, ale przede wszystkim poprzez jakieś zewnętrzne doświadczenie.

Ale także duchowe doświadczenia wewnętrzne mogą być urzeczywistniane w doświadczeniach zewnętrznych. 

I tak na przykład w wewnętrznym doświadczeniu może przejawić się uświadomienie i przyjęcie wzorca autorytaryzmu. Z jego wszelkimi odmianami. Można widzieć (miłością i zrozumieniem), że wzorzec ten stwarza i utrzymuje odwieczne konflikty (oprawca - ofiara, władcy - poddani, głosiciele jakichś prawd i ich wyznawcy). Że wzorzec ten uaktywnia doświadczenia traum i cierpienia. Przyjęcie tego wzorca z Miłością otwiera na zrozumienie takich zjawisk. Zrozumienie, które prowadzi do wewnętrznej integracji tych zjawisk i widzenia ich jako przejawów przywiązania do różnych myślo-konceptów, które kreują wciąż powtarzające się doświadczenia traum i cierpienia. To zrozumienie jest  wyzwoleniem od przywiązania do tego wzorca oraz od ocen i oczekiwań wobec jego zewnętrznych przejawów. 

Każda trauma (rana) może być wyleczona, uzdrowiona. A cierpienie z nią związane też zanika, gdy zostaje wypełnione Miłością, zrozumieniem, które prowadzi do wyzwolenia od cierpienia.

Wszystkie myślo-koncepty są wirtualne, więc iluzoryczne dopóki ktoś uzna jakieś wybrane przez siebie za prawdziwe i utożsami się z nimi. Wtedy stają się one realne dla tej osoby. I ta osoba zaczyna doświadczać rzeczywistości zgodnej z tym, co wierzy. W pewnym sensie każdy, kto wierzy w jakieś myślo -koncepty i utożsamia się z nimi, jest istotą "religijną" - wierzącą. Moją "religią" jest Miłość, która jest Mądrością. ;-)

Dla mnie na przykład pojęcie Bóg i Umysł to różne nazwy jednego i tego samego. A obrazy Boga są malowane pewnymi myślo-konceptami, które bywają przez jednostki wyławiane z pola Umysłu i uznawane za prawdziwe. Bóg jak i Umysł są tym samym, wszechatrakcyjnym zbiorem wszystkiego, co może być pomyślane, zobrazowane i zamanifestowane. Każda myśl, każdy myślo- koncept może zostać przyjęty jako prawdziwy poprzez uznanie jego realności i utożsamienie z nim. 

Utożsamienia i wynikająca z nich wiara nie są ani dobre ani złe. Mogą być świadome albo nieświadome. Jednak wszystkie utożsamienia są czymś w rodzaju gęstek tworzących struktury tego, co uznawane jest za prawdziwe i realne (rzeczywiste). Ta struktura jest jednocześnie czymś, co przejawia się jako świat zewnętrzny, który jest doświadczany zarówno zewnętrznie jak i wewnętrznie.

Możemy być też obserwatorami i badaczami różnych zjawisk i doświadczeń nie tylko swoich, ale także innych ludzi, a nawet całej ludzkości itd.. Także różnych perspektyw postrzegania i samoświadomości. Nasza wewnętrzna przestrzeń obserwacji zjawisk jest... nieskończona, choć bywa ograniczana różnymi utożsamieniami, przekonaniami, wiarą, ogólnie tym, co uznajemy za prawdziwe, realne, rzeczywiste czy możliwe. Tym, w co wierzymy. 

Wszyscy inni są jednym i tym samym JA doświadczającym różnych stanów istnienia, różnych wyobrażeń o sobie i otaczającym świecie oraz różnych (zróżnicowanych) utożsamień z różnymi myślo-konceptami. To, co dla jednego jest prawdziwe i/ lub rzeczywiste, realne, dla drugiego może być nieprawdziwe i/lub nierzeczywiste, wirtualne. W zależności od wiary... Także osoba Harariego jest przejawem jednego JA doświadczającego różnych stanów istnienia i różnych wyobrażeń o sobie i otaczającym świecie oraz różnych zróżnicowanych utożsamień z różnymi myślo-konceptami. A i tak we wszystkim, co nam się jaźni, co się przejawia, jest ta sama esencja i wszystko pochodzi z jednego Źródła. Przyjęcie z Miłością różnych przejawów i stanów jednego JA, przyjęcie ich takimi, jakimi się jaźnią, sprawia, że dostrzegamy tę samą esencję i źródło we wszystkich i wszystkim, co się jaźni, przejawia, tańczy i wyśniewa jednemu JA JESTEM.

☺💖🙏

*) cytat z Yuval Noah Harari - 21 lekcji na XXI wiek


A w uzupełnieniu tematu religii:

https://tikalirishivasunyata.blogspot.com/2018/06/czy-religie-sa-przyczyna-nieszczescia.html?m=1