poniedziałek, 24 grudnia 2018

24.GRUDNIA I DOŚWIADCZENIE BÓLU


A tak Się dziś...

Ból fizyczny jest. Tak raz na parę miesięcy powraca od czasu do czasu. Tym razem już od ponad tygodnia. Nasilał się, cofał i znów nasilał, aż dziś znów dotarłam do jakiejś granicy bólu. Takie doświadczenie: obserwacja odczuwania wzrastającego bólu, obserwacja myśli z tą sytuacją powiązanych i odczuwanie...

Mimo, że jakieś myśli podpowiadały, by jednak obejść się tak, jak ostatnio - bez leku, to inne myśli podpowiadały, by udać się do apteki i zażyć leki, bo to przyniesie ukojenie. Poprzednio było jednak lżej i do zniesienia bez leków. I jakaś część postanowiła, że nie obejdzie się tym razem bez leku. Więc dziś jest i będzie samotnie i z bólem, ale może po zażyciu leku trochę ból zelży.

Miałam dziś pojechać w gości. Nie pojadę. Wiem, że gospodyni będzie tym rozczarowana. Za chwilę poinformuję ją o tym, że nie przyjadę. Przeżyjemy to jakoś. 

Czy istniejemy po to, by zaspokajać oczekiwania innych? Nie. Nie będę robić tego, czego nie czuję, dla zaspokojenia czyichś oczekiwań. Czuję wolność od tego. Czuję też potrzebę bycia z tym, co jest, bycia samej ze sobą z tym bólem, z tym "stanem ciała", który bywa zmiennym. 

Jestem z tym, co dane na ten moment, co się przejawia, dokładnie tak, jak mogę sobie z tym być. I mimo różnych myśli, które na powierzchni przelatują, radość istnienia wciąż jest. Jestem z tym w czułości dla tego, co dane. I błogość też jest. To nawet zabawne czuć błogość w tle dla doświadczenia piekącego bólu. 

I kiedyś coś - to "wewnętrzne", "wytresowane" w dzieciństwie dziecko, które nie dostało tyle miłości, ile potrzebowało, próbowało wykrzywiać twarz w "grymasie nieszczęścia", by uzyskać uwagę, by zasłużyć na czyjąś uwagę, czyjeś współczucie jako substytuty miłości. Z tęsknoty za czułością i miłością.

Jednak teraz ta dojrzała część widząc w sobie choćby cienie jakichś "tendencji do użalania się nad sobą", uśmiecha się w sobie. Widzi, jak to dziecko dojrzało. Bo ono uśmiecha się w sobie radośnie i przygląda bólowi z zaciekawieniem. I ta dojrzała cześć widzi, że dziecko już jest ś-wiadome i nie ma potrzeby sprawdzać, na ile jeszcze mogłoby pomanipulować sobie innymi cząstkami Jedni i pokontrolować inne cząstki Jedni swoim "nieszczęściem", i poużalać się nad sobą.

Tak, widziane jest, ile razy w życiu różne bóle, wysoka temperatura, niedomaganie fizyczne, wypadki, obrażenia ciała itp. czyli różne sytuacje budzące współczucie, a odwołujące się do wzorca ofiary, bywały powodem do użalania się nad sobą i generowały oczekiwania, że "ktoś mną powinien się zaopiekować". 

Oczywiście nie chodzi o to, by nikt nikim się nie opiekował, czy nikt nikomu nie pomagał, ale chodzi o to, że ta pomoc, opieka czy wsparcie mogą być niewymuszane, że mogą pojawić się naturalnie spontanicznie lub wcale się nie pojawić. I to i to jest przyjęte takim, jakie jest dane.


Ciekawie byłoby doświadczać takiego świata-snu, w którym nie mielibyśmy żadnych oczekiwań wobec siebie, a jednocześnie wspieralibyśmy się i pomagalibyśmy wtedy i tylko wtedy, kiedy byłaby taka autentyczna, naturalna, spontanicznie przejawiająca się, a nie "normalna" (zgodna z jakimiś stałymi, ustalonymi zasadami, regułami, prawem społeczno-kulturowym) potrzeba. Ale co znaczy "autentyczna, naturalna, spontaniczna" potrzeba dla Ciebie? Nie wiem. Każda istota odkrywa to sama w sobie.

Nie piszę tego, Kochani, by ktokolwiek użalał się nade mną w tym wyjątkowym dla wielu dniu świątecznym. Piszę, by w wolności Się mogło przejawiać to, co się przejawia w danym momencie. Jestem szczęśliwa w tym, z tym, co jest. A jest pięknie. Cicho... cicha noc i cichy dzień i pełen błogosławieństw dla tego, co jest. Dla nas wszystkich, wszystkiego, co w nas i co wokół nas, bo to i tak Jedno. 





p.s. Wdzięczność nieskończona za wszystkie dary z tak wielu stron z Jednego Serca Serc płynące.