Taki dzień pełen radości i wdzięczności... nie wiem sama
"za co"... Po prostu.
I znów, i wciąż... czuję ogromną radość i pasję wobec całego PROCESU
POZNAWCZEGO ŻYCIA I SIEBIE (SELF) w NIM. Radość i niewinność niemal dziecięcą.
Chociaż jako 4-6.letnie dziecko już bałam się wielu rzeczy np.:
- przestraszyłam się wujka, który przyjechał na motorze, a miał czarne włosy i
wąsy, bo babcia straszyła mnie cyganami...
- bałam się zaglądać do studni, której wnętrze mnie fascynowało, bo babcia
straszyła mnie diabłem w studni...
- kiedyś też trochę przestraszyłam się, jak zobaczyłam na niebie ogromną postać
Michała Archanioła w srebrnej zbroi i z mieczem w dłoniach, bo babcia straszyła
dorosłych Sądem Ostatecznym...
A dziś szłam ulicą i pojawił się obraz taki: smok ogromny ląduje na ulicy miasta. I myśli, że gdyby w tym
momencie, nagle na ulicy pojawił się ogromny smok i gdyby inni ludzie byli tym
zaszokowani albo nawet przerażeni, to ja stałabym i patrzyła na niego z
podziwem, zachwytem i czułością. Nie wiedząc, co dalej...