piątek, 26 kwietnia 2019

MILOŚĆ OGNIA ROZPUSZCZA STRACH PRZED PŁOMIENIEM MIŁOŚCI


Dlaczego mnie kochasz i boisz się tego?

Strach przed prawdziwą miłością bierze się stąd, że nasze "ja" - to zlepki wyobrażeń o sobie, o innych, o świecie, o życiu, to nasze nieuświadomione przekonania wynikające z "oprogramowania" po przodkach np.: że "nie zasługują" na prawdziwą, głęboką miłość. Więc próbują się "zadowalać" namiastkami. I swoje urojenia, pożądanie, przyciąganie "ciał bolesnych" i różne iluzje o miłości nazywają "związkami małżeńskimi" lub "związkami rodzinnymi" albo "związkami partnerskimi", które... po prostu ich wiążą i uzależniają od siebie wzajemnie. Bo te związki wynikają z różnych ludzkich programow, wyobrażeń i uwarunkowań niszczących miłość. A w rezultacie w tych związkach prawdziwa miłość została upchnięta do "strefy cienia", nieświadomości i pozostaje zakryta pod grubą warstwą iluzji, kłamstw, strachu, manipulacji itd.

I gdzie w takich związkach miejsce na prawdziwą miłość? Bo owszem, marzymy o "wielkiej, prawdziwej miłości" w prostocie życia, tęsknimy za nią, ale boimy się jej, bo "nie zasługujemy". "Nie zasługujemy" też na zaufanie, na szacunek, na uczciwość, na oddanie i wzajemność. Bo sami sobie nie ufamy, sami siebie nie szanujemy, nie jesteśmy uczciwi sami wobec siebie i nie możemy być oddani sobie. Za to nieustannie oszukujemy się... i sami przed sobą tego się wypieramy. A prawdziwa miłość wymaga poznania siebie. Także odkrywania wszystkich ściem o sobie i uwolnienie się od nich przez przyjęcie. Prawdziwa miłość wymaga bycia prawdziwym ze sobą.

A jak możemy być prawdziwi, jeśli nie ufamy życiu i nie jesteśmy życiu oddani? Jeśli nie ufamy temu, co dane nam do doświadczenia? Jeśli nie słuchamy "głosu Serca", "wołania Ducha", intuicji, lecz uwierzyliśmy w "modele związkowe" wymyslone przez przodków i kontynuujemy toksyczne relacje czyli związki i rozwiązki raniąc siebie i innych nieświadomie? A to przecież to samo.

Dopóki nie zaufamy całkowicie, totalnie miłości i nie możemy jej się całkowicie oddać, to niemożliwe jest doświadczenie Jej. Bo bez zaufania, szacunku, uczciwości do siebie, życia i miłości, bez totalnego oddania sobie, życiu i miłości, będziemy wciąż tkwić w iluzjach o sobie, o innych, o świecie, o życiu i o miłości. I ze strachu przed odrzuceniem sami zazwyczaj nieświadomie odrzucamy tę wielką, prawdziwą miłość. Boimy się jej, bo

Prawdziwa miłość przekracza wszystkie normy społeczne, kulturowe, wszystkie wyobrażenia, projekcje, przekonania, oczekiwania, oceny itd. Bo taka miłość jest "nie z tego świata". I dlatego jest ogromnym (względnie ;)) wyzwaniem dla dwojga ukochanych dotkniętych takim spotkaniem "bliźniaczych płomieni".
Bo strach przed prawdziwą miłością związany jest ze stratą takiego życia, jakie  ja - ego jest znane. Bo jest to także strach przed nieznanym.

Tak, momentami bałam się miłości do ciebie. Ale byłam otwarta. Bardzo otwarta. I gdy wyśniło się nasze Spotkanie, przejawiały się intencje: uczciwość i szczerość, oddanie Duchowi, Sercu Serc, ekspansji świadomości. I całkowite zaufanie życiu i Źródłu. I nadal tak jest. Dzięki temu mogłam i mogę odkrywać prawdę o sobie.

I przechodząc przez różne procesy w mojej wewnętrznej relacji z Tobą, Ukochany Mężczyzno, odkryłam w sobie, że Ty dla mnie jesteś Jedynym. I pokochałam Ciebie jako integralną część Siebie. Odkryłam w Sobie naszą unię, jednię (poza czasem), "święte małżeństwo". I przestałam się bać, bo miłość we mnie po prostu zaczęła "rozkwitać" coraz bardziej. I we mnie, mną eksplodowała.

Co wcale nie znaczy, że teraz "musimy" być razem i tworzyć jakiś związek na zasadach tego starego świata. Nie. Czuję szczęście z powodu mojego wewnętrzego połączenia z Tobą w Sobie. Jestem szczęśliwa, ponieważ pokochałam Cię bezwarunkowo. Pokochałam także cały twój cień. On także jest moim w naszej jedni. I jak jeszcze coś-jakieś uwarunkowania czy nieświadome wzory będą miały się ujawnić, to będą się ujawniać. Ufam, totalnie. Jestem szczęśliwa, ponieważ odczuwam obecność naszej esencji w Sobie... I to jest nasza wspólna esencja. Jak to możliwe? Nie wiem. Ale możliwe.

Nie czuję potrzeby uzależniania Cię od Siebie, związywania się z Tobą, żeby zapewnić sobie złudne poczucie bezpieczeństwa albo dla iluzorycznej pewności, że "i nie opuści mnie aż do śmierci" itp. Ha, ha, ha.

Choć oczywiście sprawia ogromną radość nasz kontakt i przepływ między nami, i twoje otwarcie na ten kontakt, i na naszą relację, choć nie wiadomo jaka ona będzie. Ale to już zadziewa się w wolności i nie ma żadnego strachu przed tym, co będzie, jakie będzie, bo będzie to, co będzie, bo jest totalne zaufanie do Życia, Istnienia i otwarcie na nieznane, nowe.

Ś-wiadome jest, że miłość jest prawdziwa, gdy nie stawia warunków, jest wolna, przekracza wszystkie uwarunkowania, sytuacje i okoliczności i płynie z Serca Serc. Wtedy okoliczności i sytuacje nie mają znaczenia, bo znaczenie ma stan istnienia. Np.: zerwałeś ze mną i na moment wybrałeś inną kobietę, bo szukałeś "normalnego związku". Pobiłeś mnie. Odciąłeś się ode mnie. I co z tego?  To były wyzwania dla prawdziwej Miłości. I przeszłam je. Dzięki zaufaniu totalnemu, nie do tej części Ciebie - "zaśnionego", skonfliktowanego wewnętrznie "ja", ale do Ciebie jako Istoty wiecznej, nieskończonej, wielowymiarowej, która także w tym "zaśnionym ja" może przebudzić się do prawdziwej miłości.

Jestem otwarta na taką relację, która wspiera przebudzenie się w nas, nami prawdziwej miłości i świadomości. W zaufaniu, oddaniu, szczerości, uczciwości, szacunku i wzajemności wynikajacej nie z oczekiwań, lecz z odkrycia tej jedni, unii w sobie SOBĄ.

Jeśli Ty poczujesz podobnie, otworzysz się na to i odkryjesz to "pragnienie Duszy" czy "wołanie Ducha" w sobie, wtedy może doświadczymy takiej Miłości, takiego połączenia, którego teraz nawet wyobrazić sobie nie jesteśmy w stanie. Bo ta miłość przekracza wszelkie wyobrażenia o niej i o nas w niej...

A jeśli będziesz się bał tego, że mnie k, to i tak dzięki Miłości, której teraz doświadczam, staję się w sobie coraz pełniejszą, coraz bardziej zintegrowaną i świadomą istotą.
Bo ta miłość scala umysł i świadomość jak głowę i serce w jedno ciało. I scala mnie i ciebie w jedno ciało, jedną Duszą w Jednym Duchu.

Dotknięcie tym płomieniem prawdziwej miłości inicjuje proces wykraczania poza wszystkie ograniczenia czyli wzorce myślowe i działania, wszystkie koncepcje, przekonania, scenariusze, opowieści o tym, kim jesteśmy i co powinniśmy, a czego nie powinniśmy....

Przepływ, podążanie z pełnym zaufaniem, bez kontrolowania tego, co się przejawia, z pełnym otwarciem na nieznane. Dlatego to takie wielkie (względnie ;)) wyzwanie i stąd strach, bo "ja" wie, że nic z jego misternie zbudowanej konstrukcji tożsamości i wyobrażeń o sobie nie zostanie...

Strach pochodzi z poczucia "ja" i jego oddzielności... A w miłości spala się wszystko to, co oddziela...  Ale dopiero kiedy zaufamy i oddamy się temu całkowicie, wtedy możemy się uśmiechnąć do tego strachu i zobaczyć, jaką był iluzją....

Kropelka boi się, że zniknie w głębi oceanu, a tymczasem rozpoznaje, że jest całym oceanem, a ocean jest miłością..  Kropelka kropelką w nim pozostaje, ale nie czuje się już zagubiona i osamotniona w bezkresności oceanu.....

Tak, tak, tak...  zanurzamy się w tej swojej głębi - w oceanie bez dna... I lecąc w dół jednocześnie lecimy w górę obejmując wszystkie skrajności scalajac i integrując je ze sobą w sobie...

Tak.... Rozprzestrzeniamy się we wszystkich kierunkach... Ekspandujemy.... Przekraczamy ograniczenia.... Otwieramy na nowe możliwości, całkiem nowe relacje, nowe stany istnienia, które były dotąd niedostępne. A że granic nie mamy i tym naprawdę jesteśmy, to pojawia się w tym nowym jednoczesne: "wow" i "aha, no tak"...  Bo to jednocześnie odkrywanie nieznanego potencjału i przypominanie sobie o SOBIE...

I znikamy, rozpływamy się, rozpuszczamy...  dla zaśnionych w tym świecie - śnie. A nasza przeźroczystość odbija ich piękne projekcje.

Bo takie jest to, czego doświadczam. Ufam sobie jako jedni, całości, wszystkosci, ufam życiu i tej miłości. Prawdziwa miłość to to czucie i bycie w połączeniu, którego nic nie jest w stanie zniszczyć ani zaburzyć. To kochanie Siebie i kochanie Ciebie. Bo Ty jesteś integralną częścią mnie jako całości, jedni. To kochanie i odczuwanie Ciebie bez względu na to, czy jesteś obok, czy gdzieś daleko, na końcu galaktyki czy wszechświata czy we Mnie jako odczuwana Obecność naszej wspólnej esencji. ;)

Póki co taka relacja partnerska, taki związek dwojga ludzi, w jakim przejawia się doświadczanie prawdziwej jedni dwojga i głębi SIEBIE, nie jest kontynuacją "typowych, normalnych związków", które utrzymują ludzi w zaśnieniu. Bo w zasnieniu ludzie "doskonale" wiedzą, jakie te związki "powinny" być i mają wiele koncepcji, wyobrażeń i oczekiwań z tym związanych.

Bo z kolei taki "nienormalny" ;)))) związek ma ogromny potencjał nieznanego i może prowadzić do przebudzenia obojga Kochanków, Ukochanych. Nie ma lęku prze "normalnym związkiem", jednak ś-wiadome już jest to, że "normalny związek" utrzymujący ludzi w zaśnieniu nie jest dla mnie.
Bo jest mi dany ten, ktory się pojawia w wizjach i snach... taki "nienormalny", ale całkowicie naturalny i prawdziwy. I temu ufam bezgranicznie. I uczę się ufać temu, co się przez Ciebie przejawia. Teraz rozumiem, dlaczego ostatnio napisałeś: "kocham cię i boję się tego". Bo to "coś" w nas, co się boi, boi się, że może "umrzeć", bo tak naprawdę boi się odkrywania prawdy o sobie, tego, co w "cieniu" ukryte. Boi się tego, co w trakcie rozwoju tego "nienormalnego związku" ujawnia się, by mogło być uświadamiane i integrowane. Boi się ekspansji świadomości. Boi się tego totalnego zanurzenia w nieznanym... tego "stanu istnienia" w przebudzeniu.

Z tym "czymś", co się boi, potrzeba obchodzić się łagodnie i czule w sobie. Kochając tę część siebie, która się boi. Bo to "coś", co się boi, potrzebuje otworzyć się na poznanie prawdy o sobie - tego, co nieświadome. Boi się zaufać temu, że czegoś "nie wie"... Bo "nie wiedzieć" dla tego czegoś, co się boi znaczy to samo, co "umrzeć". :) Ufam temu nieznanemu. Nie muszę wiedzieć, jak taka relacja może się manifestować, a tym bardziej nie wiem, jak "powinna" wyglądać. Pokazują i wskazują na to pewne doświadczenia, świadome sny i wizje, że są to "zaślubiny z Duchem" w oddaniu, prawdziwym oddaniu Ukochanemu, by z Nim, w Nim zanurzyć się całkowicie w SOBIE.

* Dla Risziwy

czwartek, 25 kwietnia 2019

KTO MA RACJĘ? JAK ROZWIĄZAĆ PROBLEM CZY SPÓR?


Oto rysunek: "6 czy 9?". Patrząc z szerszej perspektywy widzimy, że jeden człek widzi 6, drugi 9. Obaj kłócą się ze sobą o rację. W tym przypadku nie mają oni otwartości, aby otworzyć się na wysłuchanie wzajemnie siebie i spojrzeć na artefakt z obu stron. Taka perspektywa: "I am right, you are wrong" - "Ja mam rację, ty się mylisz" - zakłada dualistyczny spór, walkę, konflikt. Będzie taki spór trwać tak długo, dopóki obaj nie zobaczą tego, co jest widziane z obu stron, przez obu; będą się kłócić o rację w nieskończoność. Czasem wystarczy, że pojawia się otwartość po jednej stronie, gdy choć jeden z nich "się opamięta", uwolni od przywiązania do "mienia racji". 
Ten rysunek: "6 czy 9?" jest symboliczny. Ma swoją głębszą warstwę. Odzwierciedla różnego rodzaju konflikty wynikające z różnych sposobów postrzegania zjawisk, różnej percepcji zależnej od "punktu" obserwacji. Tym "punktem" albo "płaszczyzną odniesienia" jest nasze przywiązanie do różnych przekonań. A wystarczy "przenieść się do wyższego wymiaru" i spojrzeć na tę sytuację z szerszej, "nowej perspektywy". Ta "nowa perspektywa" pozwala na wyjście z "impasu" - konfliktu dualności, dwubiegunowości traktowanej jako przeciwieństwa, dostrzeżenie, że bieguny są wzajemnie dopełniającymi się częściami jednego zjawiska. Ta "nowa perspektywa" pozwala na dostrzeżenie, że każde postrzeganie jest zależne od pozycji - "punktu" obserwacji względem artefaktu oraz że te "punkty" bywają zróżnicowane.
Ale wtedy z tej "nowej perspektywy" już ś-wiadome, bo widziane jest, że jeden i drugi człek, obaj mają rację zgodną z ich "punktem" obserwacji i jednocześnie - tylko względem siebie wzajemnie - "racji nie mają".
Z tej perspektywy paradoks (konflikt) zostaje zintegrowany i okazuje się pozornym (iluzorycznym) paradoksem (konfliktem). 

p.s. rysunek znaleziony w internecie.




wtorek, 23 kwietnia 2019

JESTEŚ-MY TAJEMNICĄ, KTÓRA SIĘ UJAWNIA SOBIE...


Jestem=Jesteś=Jesteśmy Tajemnicą,
która odsłania się na tyle i tak,
na ile i jak Się sobie ujawnia
SIEBIE (SELF)
także poprzez wizje, śnienie i jawę.
Jawa jest formą realizacji... wizji i snów...
Tajemnicy...
Tu, na jawie jesteśmy jak soczewki...
Im więcej w nas przejrzystości,
tym więcej Tajemnica ujawnia Się
sobie SOBĄ taką, jaka jest...
Tajemnica zmartwychwstania Się odsłania...
Z-mar-twych-wstanie z koła narodzin i śmierci 
Z zapomnienia SIEBIE do Życia, Istnienia wiecznego, 
nieskończoności SIEBIE świadomego...

piątek, 19 kwietnia 2019

PUSTKA PRZĄDNICZKA

Pustka przędzie na różne sposoby różne wzory swej nieskończoności...
także słowami wyrażając zachwyty, zadziwienia i samospełniające Się wszystkie pragnienia...
Przędzie się Tym, co z Niej wypływa.
Słowa także...
które początkiem i końcem Tego, co wciąż zmienne.
Słowa tańczą ku Jej chwale...
Pojawiają się i zanikają
w Ciszy Pustki
nigdy Jej nie naruszając...

środa, 17 kwietnia 2019

ODKRYWANIE NIEŚWIADOMYCH MYŚLI, ZACHOWAŃ I EMOCJI PROWADZI DO WYZWOLENIA Z CIERPIENIA

Spojrzeniem z głębin Oceanu Istnienia na powierzchniowe i powierzchowne fal wzburzenia... taka opowieść Się przejawia... 
Wszystkie konflikty, cierpienie i tzw. choroby - te fizyczne i psychiczne - doświadczane w tym świecie, które sprawiają cierpienie, biorą się z napięć (energetycznych) w ciałach ludzkich. A te napięcia wynikają z nieuświadomionych konfliktów w umyśle. Taki "mechanizm zwrotny", taka relacja "ja i otaczający mnie świat" ma miejsce na powierzchni tego Oceanu Istnienia...
Jako dzieci bywamy pełni ufności do życia, świata i ludzi. Przychodzi jednak taki moment, kiedy zaczynamy widzieć i odczuwać, że dorośli mówią nam, jak powinniśmy myśleć, co powinniśmy mówić i jak postępować, choć sami myślą, mówią i postępują inaczej. Oczekują od nas zupełnie czegoś innego niż robią sami. Karzą nas i nagradzają swoimi ocenami i osądami, swoimi emocjami. Za spełnianie ich oczekiwań jesteśmy nagradzani. A za postępowanie niezgodne z ich oczekiwaniami jesteśmy karani.
I nawet "nie wiadomo kiedy i jak" dorośli zaczynają wymagać od dzieci mówienia prawdy, a jednocześnie zaczynają je także przymuszać do kłamstw, bo mają w tym swoje interesy i swoje powody. Zaczynają manipulować dziećmi. Jako dzieci jesteśmy wtedy nagradzani za "odpowiednie", bo zgodne z oczekiwaniami rodziców prawdy i jednocześnie za "odpowiednie", bo zgodne z oczekiwaniami rodziców kłamstwa oraz spryt czyli różnego rodzaju manipulacje.
Na początku jako dzieci nie rozumiemy tego, ale intensywnie odczuwamy ten fałsz jako wewnętrzny konflikt. Wtedy pojawiają się coraz częstsze napięcia i emocje w ciele. Bo odczuwamy konflikt między tym, co dorośli nam mówią, czego od nas oczekują, a tym, co sami robią, jak postępują. I mimo wszystko tym "nasiąkamy".
Im więcej konfliktów między dorosłymi obserwujemy jako dzieci, tym częstsze i większe spięcia i napięcia w naszych ciałach i mózgach się pojawiają. Nasze doświadczenia stają się coraz bardziej "traumatyczne". A wewnętrzne napięcia i spięcia prowadzą nawet do zrywania połączeń między neuronami w mózgach.
Jako nastolatkowie zaczynamy więcej rozumieć, więc próbujemy na różne sposoby przeciwstawiać się takiemu traktowaniu nas przez dorosłych, buntując się. Ale wcale nie zapobiega to pogłębianiu się konfliktów tych zewnętrznych i wewnętrznych.
Niektórzy nastolatkowie nie mogąc poradzić sobie z tymi konfliktami i emocjami wypierają się ich i próbują radzić sobie dostosowując się do wymagań świata zewnętrznego. Wtedy grają role "grzecznych dziewczynek i chłopców", nawet w dorosłym biologicznie i fizycznie życiu. Ich sposoby działania można określić mechanizmami obronnymi, które sprawiają nieustanne wypieranie się przed sobą swoich prawdziwych uczuć i emocji. Nie zmienia to faktu, że w wielu sytuacjach powtarzają dokładnie te same wzorce zachowań, którymi nieświadomie "nasiąkali" w procesie "wychowywania".
Inni zatrzymują się na etapie buntowników. Ich mechanizmy obronne sprawiają, że nie wypierają się oni swojej agresji, ale zawsze mają usprawiedliwienie dla swoich agresywnych zachowań. Także powtarzają dokładnie te same wzorce zachowań, które nieświadomie przejęli w procesie "wychowania", ale uznają się za lepszych i mądrzejszych od innych, ponieważ wierzą w to, że jako buntownicy tylko oni mają rację. Dlatego oceniają i krytykują postępowanie innych oraz oczekują, że wszyscy inni powinni postępować zgodnie z ich oczekiwaniami.
Bywa, że raz odgrywamy role "grzecznych dziewczynek i chłopców", a w innych sytuacjach gramy role "buntowników" próbując "radzić sobie z Życiem", nieświadomie korzystając z różnych strategii... a i tak wtedy wciąż stawiamy opór Życiu i naszemu dojrzewaniu ku pełni Istoty w formie ludzkiej.
W rezultacie zostajemy całkowicie pozbawieni radości życia, harmonii, poczucia bezpieczeństwa - zaufania do życia. Szukamy na zewnątrz możliwości doświadczania ich, ale ponieważ są one zakłamane, nie dają zaspokojenia tego pragnienia.
Tracimy poczucie bezpieczeństwa, a za to zaczynamy odczuwać wręcz notoryczny "podskórny" lęk związany z "zagrożeniem życia". Bo z jednej strony przerażeni kłamstwami i okrucieństwem ludzi w tym świecie mamy potrzebę ucieczki od niego - bo "nie pasujemy do niego". Stąd autoagresja wynikająca z lęku przejawia się wiarą i utożsamieniem z takimi myślami, konceptami, ideami, przekonaniami, które usprawiedliwiają ten strach przed innymi ludźmi.
A z drugiej strony boimy się życia i zaczynamy go nienawidzić - bo sami już nieświadomie nasiąknęliśmy kłamstwami i okrucieństwem. Stąd agresja wobec innych przejawia się wiarą w takie myśli, przekonania, koncepty, idee, które potwierdzają i usprawiedliwiają tę nienawiść.
Takie wzorce myślowe i zachowań powodują, że coraz więcej dorosłych, nastolatków i dzieci doświadcza różnego rodzaju "stanów depresyjnych" prowadzących nawet do prób samobójczych. Albo do tzw. chorób psychicznych i fizycznych sprawiających cierpienie i ból.
Bez rozpoznania tych wzorców myślowych i mechanizmów działania nie ma możliwości na zmiany. Inaczej: jakiekolwiek zmiany możliwe są jedynie przez rozpoznawanie i uświadamianie sobie tych wzorców myślowych i mechanizmów działania.
Nawet jeśli "nikt nie nauczył nas" w tym świecie Miłości, to jedyną możliwością "nauczenia się" Jej jest otwarcie się na Nią w sobie. Przez zanurzanie się coraz głębiej pod powierzchnię Oceanu Istnienia... i stawanie się coraz bardziej świadomymi procesów myślowych i emocjonalnych, które utrzymują nas w konfliktach umysłu oraz w konfliktach z zewnętrznym światem. Bo tylko otwarcie na świadomość (Miłość) i nieznane, umożliwia rozpoznanie i zrozumienie głębi naszej Istoty wykraczające poza wszelkie ograniczenia, uwarunkowania i konflikty. Rozpoznanie i ponad intelektualne zrozumienie jedni tego, co "wewnątrz" i "na zewnątrz".
I "odkrycie" głębin Oceanu Istnienia w sobie...
SIEBIE...
Się...

wtorek, 16 kwietnia 2019

WIOSENNA TAJEMNICA ;-)

"Życie nie jest problemem do rozwiązania, pytaniem oczekującym odpowiedzi. Życie jest tajemnicą, którą należy kontemplować, przyglądając się jej z podziwem i rozkoszując się nią."
[Anthony de Mello]
Jestem=Jesteś Tajemnicą, która odsłania się "na tyle i tak", "na ile i jak" sama dla Siebie Się ujawnia. - Tikali Risziwa Siunjata ;-)







piątek, 5 kwietnia 2019

ŁZA SZCZĘŚCIA - PRZYPOWIEŚĆ

Dopóki nie rozpuści się to "coś", co blokuje lub stawia opór spontanicznemu Tańcu Życia, Miłości w formie, dopóty to "coś" będzie tęsknić za "niczym".
Przypowieść taka: kiedyś, kilka lat temu, pojawiła Się we mnie wizja łzy szczęścia spływająca po policzku... Radość Istnienia i Miłość, którą teraz odczuwam, została poprzedzona wiele lat temu tą wizją (kilkakrotnie doświadczoną przez moment):

Gdy nagle znalazłam się w "pustce:, poczułam, jak spływa łza szczęścia po policzku i dopływa do ust. Byłam tym policzkiem i tą łzą, i przestrzenią, i świadomością bez formy jednocześnie.
I poczułam smak tej łzy. I przyszło do mnie rozpoznanie, że ta łza i policzek, i usta to wszystko… jest iluzją… Zaczęłam się śmiać. Czułam się niby wolna… pusta, a jednak z czymś połączona... Ale z czym? To było odczucie połączenia. Coś mnie przyciągało... I wtedy znów łza szczęścia, jako spełnienie (przejaw jakiejś pełni) pojawiła się.
Przyglądałam się... sobie od "wewnątrz": łzie na policzku jako iluzji i poczułam, jak… łza zanika. A ja pozostaję... w ciemności, ciszy... Wtedy coś Się przypomniało, że mogę jakby wybrać: by łzy znikły i to, co odczuwam przestało się przejawiać w tej formie, w tym ciele, w jakim jestem albo mogę w tej formie pozostać. Bo tylko poprzez tę formę mogę doświadczyć urzeczywistnienia tej łzy szczęścia i tego "stanu istnienia".
Zrozumiałam, że gdybym tak po prostu zanikła tak, jak ta łza, nie mogłabym odczuwać tej radości i odczuwać poprzez ciało na jego wszystkich poziomach wibracji tego, czego doświadczałam w tym momencie łącznie ze łzą szczęścia, radością dotyku łzy i policzka,
spływania tej łzy po policzku...
i jej smaku…
I przypomniałam sobie, że to jest takie piękne, że coś pragnie "w tym doświadczeniu", w tym "stanie" pozostać. Aby mogło się ono urzeczywistnić.
Ale wtedy to jeszcze nie było możliwe. Jakby coś we mnie potrzebowało dojrzeć...Coś potrzebowało się jeszcze przygotować: pouświadamiać, zintegrować i uwolnić... zmienić się... rozpuścić (?) to, co jeszcze stawiało opór, by pragnienie doświadczenia radości istnienia i łez szczęścia mogło się w pełni urzeczywistnić.
To było pragnienie, które dopiero teraz świadomie się urzeczywistnia.
Czyje pragnienie, po co dlaczego? A jakie to ma znaczenie? Coś się wyśniło, wyśniewa w wizjach i się urzeczywistnia.
(I tak samo było/jest z Miłością...)
W tej wizji ujawniło się dla mnie coś jak drogowskaz - co będzie mi dane do samorealizacji... teraz to jest klarowne, oczywiste. I wtedy doświadczyłam różnych stanów bycia: w formie i poza formą.
Wtedy zostało mi pokazane - uświadomiło się, że istnienie poza formą jest realizowane w formie, formą - tak Się urzeczywistnia. Jako Jedno: bycie świadomością, pragnieniem i jego urzeczywistnieniem jednocześnie.
- Wybierałaś między śmiercią a życiem?
Paradoksalnie nie wybierałam pomiędzy życiem i śmiercią. To coś innego... Tak zwana śmierć jest tylko zmianą formy.
Kiedyś próbowałam się zabić w młodości w buncie przeciw temu światu. Chciałam się zabić, bo przerażona byłam tym światem. Jednak przyszło rozpoznanie, że jeśli to bym zrobiła skutecznie raz jeszcze, to i tak bym musiała wrócić. Usłyszałam w sobie, że i tak tu wróciłabym, bo jestem tu po to, by zrozumieć ten świat, a potem będę wiedziała, co dalej. Wtedy tylko pozornie miałam wybór pomiędzy życiem i śmiercią, to był iluzoryczny wybór, bo nawet, gdybym "wybrała" wtedy śmierć, to i tak musiałabym wrócić, aby pragnienie (Duszy?) mogło Się urzeczywistnić.
Więc wygląda to tak, jakbyśmy tylko pozornie mieli wybór pomiędzy życiem i śmiercią czy istnieniem i nieistnieniem. A naprawdę takiego wyboru nie ma. Taki wybór jest iluzoryczny. Bo jest tylko istnienie.
A to, co dla "uwarunkowanego umysłu" - tej struktury stawiającej opór Życiu - jawi się jako nieistnienie, jest czymś, co jest wszystkim w swoim wiecznym, nieskończonym potencjale nieopisywalnym.
Śmierć jest "wybierana" wtedy, gdy jakieś ja cierpi i śmierć wydaje się cierpiącemu ja jedynym rozwiązaniem. Tak, bo bunt, opór, strach, cierpienie i nienawiść do tego świata (samsary) prowadzą do autodestrukcji - "wyboru śmierci" - samobójstwa. A to też iluzja. Bo to nie jest prawdziwe "wyjście" z tego świata. Takie "wybory" powodują, że wciąż wracamy do świata cierpienia (samsary). A prawdziwe wyjście z tego świata jest możliwe nie poprzez śmierć, lecz poprzez zrozumienie (przekraczające intelekt ) tego świata. Zrozumienie w sensie samoświadomej samorealizacji, urzeczywistnienia, które prowadzi do wyzwolenia.
I Miłość jest też tym, co jest tu do urzeczywistnienia.
Bo to, co dla oddzielonego (od całości SIEBIE) czyli "uwarunkowanego umysłu" - tej struktury ja stawiającej opór Życiu - jawi się jako nieistnienie, nie jest nieistnieniem. Jest czymś, co jest wszystkim w swoim wiecznym, nieskończonym potencjale. A oddzielny, a więc ograniczony umysł, nazywa to wieczne nieistnieniem, a to wieczne JEST, choć nieopisywalne i nienazywalne.  Natomiast opisywane i nazywane jest, gdy nieoddzielony już od całości SIEBIE umysł na to wskazuje, by ten oddzielony, ograniczony mógł dostrzec i przekroczyć swoje ograniczenia.
Wtedy się kończy doświadczanie świata cierpienia i zaczyna inne bycie, istnienie - "po przejściu" przez "ucho igielne, paszczę jaguara, oko smoka, bramę pustki... narodziny z Ducha" - to wszystko różne nazwy w różnych kulturach tego samego...

PONAD KONFLIKTAMI, KONCEPTAMI, W ZANURZENIU W NIEZNANYM

Każde Ja, które zatraca się w konfliktach, nie może istnieć w s-pokoju i harmonii ze SOBĄ.
Każdy konflikt "zewnętrzny" wobec Ja jest projekcją nieświadomego konfliktu "wewnętrznego" Ja oddzielonego iluzjami od całości, Jedni SIEBIE.. do momentu, w którym iluzja oddzielności Ja rozwiewa się jak dym.

A bo mędrcy mądrze prawią: "stań się jak dziecko", a dzieci czasem "w obłokach bujają" i wciąż Się czymś zachwycają... stąd nasze życie na Ziemi może być jednocześnie Życiem w Niebie, Byciem w tu i teraz... Istnieniem radosnym w ufności i otwartości na NIEZNANE...


Wszystkie koncepty, idee myśli są neutralne. Gdy zaczynamy w jakieś wierzyć, zaczynamy ich doświadczać - one manifestują się nami, a my je urzeczywistniamy. Niektóre koncepty, idee są sprzeczne ze sobą, inne się uzupełniają, a są i takie, które je wszystkie ze sobą integrują i scalają.
Gdy zaczynamy w nie wierzyć jako prawdziwe czyli "jedyne najprawdziwsze prawdy", pojawiają się konflikty, bo inni wierzą w inne. No i wtedy zaczyna się "jazda" - walka na racje: "która prawda jest najprawdziwsza". I to sprawia, że w walce pojawiają się rany i cierpienie, zwycięzcy i przegrani, a i tak wszyscy stają się tej walki ofiarami z ukrytymi w swoich cieniach nieświadomości oprawcami...
Wierząc w jakieś koncepty, idee jako "jedyne prawdy najprawdziwsze" oszukujemy siebie i innych nieświadomi konsekwencji tego, co przez nas się przejawia.
Zabawne jest w pewnym sensie, choć bywa też bolesne, kiedy jesteśmy tak z tymi konceptami, ideami utożsamieni, że nie jesteśmy świadomi, iż wierzymy w sprzeczne ze sobą koncepty, które uaktywniają się w zależności od emocji odczuwanych w danej sytuacji. Np.: w jakimś momencie do tej samej osoby ktoś mówi "uwielbiam cię", a w innym "nienawidzę cię". W których słowach jest wyrażona prawda? Ani w jednych ani drugich, gdy są one wyrażane nieświadomie, bo służą tylko do opisu doświadczanych stanów emocjonalnych. A nie do wyrażania prawdy.
Nie chodzi o to, że wszyscy od razu powinniśmy wierzyć w to samo - te same koncepty i idee, i ich doświadczać, bo to po prostu w tym świecie nie jest możliwe. Lecz chodzi o to, że możliwe jest uświadomienie sobie, że nikt z nas nie ma racji. Tak, nikt absolutnie. Że to, w co uwierzyliśmy jako prawdziwe, nie jest prawdziwe, lecz prawdą jest, że to, w co uwierzyliśmy, jest przez nas doświadczane na różne sposoby. Przez jednych przejawia się większa samoświadomość dzięki tym koncepcjom, ideom, które umożliwiają objecie, scalenie umysłem i integracje czuciem wszystkich pozostałych.
Są koncepty, idee, które sobie wzajemnie przeczą i się ze sobą konfliktują, walczą,
są koncepty, idee, które się wzajemnie uzupełniają
i są takie koncepty, idee, które wszystkie pozornie oddzielone koncepty i idee oraz te uzupełniające się wzajemnie, wszystkie je ze sobą scalają.
Jedne idee, koncepty... prowadzą "do oddzielenia", inne "w głąb siebie", a jeszcze inne "do scalenia SIEBIE"... Różne koncepty... do ewentualnego testowania lub nie.
Nawet to, co tu Się pisze i wyraża też jest koncepcją wynikającą z doświadczeń, jakie były/są dane, a jednak ś-wiadome jest, że nie pretendują one do bycia "ostateczną" czy "jedyną prawdą".