poniedziałek, 4 lutego 2019

KTO WYBIERA NASZE DOŚWIADCZENIA?


Świat iluzji to według buddyzmu samsara. Jednak także według buddyzmu samsara i nirwana są nierozłączne ze sobą...

Odkrycie w sobie przejawienia "niezmiennego stanu prawdy umysłu" - "świadomego świetlistego umysłu" jako nieograniczonej, wiecznej, niezmiennej przestrzeni umożliwia swobodne, spontaniczne doświadczanie pełnej radości zabawy energii... a świat wtedy staje się głębokim doświadczeniem, pełnym nieskończonego znaczenia „czystej krainy”...

Budda ponoć nauczał, że wszystko jest procesem; że procesy zachodzą na wszystkich poziomach, że zachodzą nie tylko na planie materialnym, ale również na planie umysłowym. Że w świecie uwarunkowanej egzystencji nie ma niczego, co nie podlegałoby zmianie, co nie byłoby procesem... że rzeczy powstają, a potem przemijają.

Wiec także powstaje iluzja, by mogła przemijać. Podobnie istnieją różne światy samsaryczne i cierpienie, aby mogły istnieć światy nirwaniczne i przebudzenie z cierpienia.

A zmiany nie przebiegają przypadkowo – rzeczy i zjawiska nie powstają i nie znikają przypadkowo. Cokolwiek powstaje, powstaje w zależności od warunków, także uwarunkowań umysłu; wszystko, co znika, znika, ponieważ te warunki znikają (nie ma tu miejsca na takie wyjaśnienia, jak wola boska czy wyższe ja). Więc są pewne uwarunkowania, a potem się zmieniają i znikają. (Choć także budda jest ś-wiadomy, że nie ma czegoś takiego jak istnienie ani czegoś takiego jak nieistnienie).

Budda Siakjamuni na przykład wyjaśniał nierozdzielność samsary i nirwany z najwyższego filozoficznego punktu widzenia. I to, że jeśli istocie uda się rozpoznać niezmienny stan prawdy umysłu jako nieograniczoną przestrzeń, doświadczać będzie swobodnej, pełnej radości gry energii, a świat, który wtedy przeżywa, staje się głębokim, pełnym nieskończonego znaczenia doświadczeniem „czystej krainy”.

Nawet ten, kto przyszedł na ten świat z łona lub jaja, może "narodzić się z Ducha", "przebudzić się z zaśnienia w kole samsary" i "doświadczać swobodnej, pełnej radości gry energii. A świat, który przeżywa jest głębokim, pełnym nieskończonego znaczenia doświadczeniem „czystej krainy” (czyli Nieba na Ziemi).

I ś-wiadome jest, że śmierć formy to tylko akt zmiany... formy... A formy są nie tylko materialne... I nie ma ja, które by czegoś chciało czy nie chciało. Jest oddanie i podążanie z całkowitym zaufaniem za tym, co się przejawia i jest dane do doświadczania... Dane czy wybrane?

- "Jedni wolą myśleć, że trudne sytuacje maja sens, bo to Bóg na nich zsyła próby, itp. Inni, że sami sobie wybrali takie sytuacje i w ten sposób chyba jest im lżej żyć."

- I są tacy, co myślą: "Ja i Bóg to Jedno". A także "ja, Bóg i Duch (Absolut, Pustka) to Jedno. Gdy "ja i Bóg" oddzielone, to albo Bóg zsyła takie doświadczenia albo jakieś ja wybiera je sobie. Koncepcji do doświadczania jest wiele. (Nawet Bóg i Bogini to Jedno. ;) W buddyzmie natomiast bogowie i boginie istnieją w jednym z sześciu światów koła samsary, więc także podlegają prawom karmy i cierpienia. Budda nie jest Bogiem, lecz Przebudzonym - wyzwolonym z koła cierpienia, więc nikt nie musi stawać się Bogiem, by stać się Przebudzonym z koła cierpienia. Ale... potrzebuje boskość zintegrować i uwolnić w sobie, sobą, aby powrócić do SIEBIE.

Na przykład Jezus Chrystus po "narodzinach z Ducha" przeszedł jeszcze to, co do przejścia i doświadczenia było mu dane, aby się wypełniło. Pytanie Się nasuwa: "czy Jezus Chrystus sam sobie tę ścieżkę wybrał? Bo jeśli tak, to w jaki sposób?

- "A Ty w jaki sposób wybrałaś? Pragnieniem".
No właśnie nie wiem, czy "zapragnęłam", czy "jest mi to dane"... bez przyczyny. A nie wiem, no bo, albowiem, ponieważ mam "wspomnienia": wizje, świadome doświadczenia z tak diametralnie różnych światów-snów, a nawet przestrzeni, że nie wiem, czy to z przeszłości czy przyszłości czy wiecznego teraz... Bardzo, bardzo różne. Od lat Się "przypominają" i scalają, integrują jakoś... wielowymiarowo...

I czasem mam takie odczucie, że jesteśmy tylko energią, świadomością, która przyjmuje różne formy jako umysł. I jak w dziecięcej zabawie w "komórki do wynajęcia" biegamy, a raczej latamy albo suniemy sobie w przestrzeni (jak np. energia w stanie bardo pośmiertnego ;-)) przez jakiś czas w kółko wokół tych "komórek" - form, które także sobie płyną, zmieniają się swobodnie, "aż tu nagle" - dzyń! - i wskakujemy w najbliższe "komórki" - formy wypełniając je albo spowalniamy i hop w "komórkę" jak kulki w ruletce...

Miałam także takie świadome wizje, że jestem świadomością, która... Gdy zasypiam, ciało "umiera", a świadomość podróżuje... A powracając ze swobodnych podróży sennych w różnych światach-snach bez materialnej formy czyli budząc się w śpiącym ciele świadomość wnika w to ciało i wtedy przenika zapisy tego fizycznego ciała, wszystkich jego poziomów (tzw. duchowe, mentalne, uczuciowe i fizyczne)... I następuje "rekonstrukcja". I tak samo "budzę się" w każdym innym ciele, w każdej formie. Ale z jakichś powodów na ten czas, teraz jest mi dana do doświadczania ta "komórka" - forma tego konkretnego ciał, które doświadcza istnienia coraz bardziej impresyjnie, abstrakcyjnie, wielowymiarowo, wielopłaszczyznowo... Nie wiem, jak to przekazać. ;-)

Ach, Kochani, jakie to wszystko jest zabawne, nawet mimo tej strasznie dramatycznej powagi...  Widziane jest, jak całość się bawi tą swoją różnorodnością... poprzez różne idee, koncepcje, myśli, słowa... dźwięki... wszystko jest tańcem i pieśnią bezruchu i ciszy...

Kiedyś taki koan (ik) Się przez Tikali przejawił:
Czy ktoś z was zna
Kogoś, kto wie lepiej niż ja? 

A jak tego ja odrębnego nie ma, to Się Samo przejawia to, co ma przejawić, odkrywa, co ma Się odkryć, mówi Się, co ma Się mówić... z JA, KTÓRE JEST...

W tym całym pomieszaniu i trzęsieniu oceanu, cały czas jest też odczucie, że pulsuję tą całą wielowarstwowością istnienia i postrzegania, która Się skrzy różnymi przejawami Siebie. Coś robię, np. piszę, rozmawiam, dialoguję z Tobą, a przecie ze Sobą, bo Ty to Ja, Jedno; zachodzą różne procesy myślowe na kilku poziomach... płaszczyznach, odczuwanie jest rozwinięte w przestrzenności i w formie ciała, a i tak jednocześnie wiadome, a może i ś-wiadome, że istotna jest tylko miłość, bo scala ze sobą wszystko, co iluzją oddzielone, jak świadomość, która zalewa umysł, a on cały Się w tym oceanie zanurza, i z jednego punktu wirtualnego w nim coś jak źródło tryska... Że nawet to "tylko miłość ma znaczenie" - jako idea - jest do doświadczania... na ten moment...a dialogi też mają i nie mają znaczenia... Że niby to ja nadaje temu znaczenie, ale nie ma tego ja oddzielnego, więc coś temu nadaje znaczenie, a jednocześnie świadome jest, że to bez znaczenia, kto co...


No, spokój wieczny przestrzenności we mnie, w tej przestrzenności trzęsienie oceanu, a na powierzchni wzburzone fale, a na falach łódeczka płynie i ja w niej niewiedząca dokąd, dlaczego i po co; bo coś poczuło, że ma do niej wsiąść i Się oddać całkowicie do dna Miłości... I wcale nie czuje, żeby tu ktoś oszalał (ha, ha, ha, ha...), bo coś SIEBIE w tym wszystkim całkowicie ogarnia i pomimo pozornego chaosu harmonijnie uspójnia.... 

Ja oddzielone iluzją od prawdy o Sobie wciąż przed Sobą Się chowa, broni, atakuje, walczy, rozpacza i tańczy, choć w Prawdzie poza iluzjami nią Jest. A w Jedni, to nawet dualne tańczy w harmonii.

"Moje ja" nie jest oddzielone od innych "ja", bo to jedno "JA" ani "moje" ani "twoje" i jednocześnie "moje" i "twoje"... albowiem ponieważ  ;) i tak... wszystkie indywidualne ja połączone są świadomością i emanujące jej nektarem - miłością... ze wszystkim i we wszystkim... "Jestem"... czyli JEDNO (JEDNIA) JA JESTEM... 

TENDENCJE I UWARUNKOWANIA
Postrzeganie zjawisk zwanych dualnymi, biegunowymi jako "przeciwstawnych" czyli "skonfliktowanych" ze sobą wynika z oddzielności i ograniczoności postrzegającego ja czyli względności postrzegania indywidualnych, oddzielnych ja. Ta względność wyznacza także iluzoryczne granice myślami - konceptami dualnego oddzielenia: dobro-zło, ciemność - światło, plus i minus, a nawet bezruch i ruch itd. postrzeganych jako swoje wzajemne przeciwieństwa. Świadomość swym nektarem miłości bezwarunkowej, wszechprzenikającej i wszechogarniającej, scala wszystko, scala Sobą wszystko, co iluzją poodzielane od siebie wzajemnie.

Tendencja, lgnięcie indywidualnego ja (ego) do światła lub ciemności, dobra lub zła wynika z jego "namagnesowania" inaczej z "karmicznego uwarunkowania"... To jakby jakieś cząstki - elementy całości zostały "namagnesowane ujemnie" dlatego są przyciągane do "biegunów dodatnich", a te "namagnesowane dodatnio" lgną do "ujemności"... I tworzą grona... różne twory, figury, formy umożliwiając ich manifestację, doświadczanie ich i realizację ...

Bo są np. istoty, które z powodu pewnych warunków "funkcjonują" aktywnie w dzień i preferują światło słońca, a są i takie, które funkcjonują w nocy i preferują... światło świec i lamp oraz zachwycają się gwiazdami.... A są też takie, które "funkcjonują" albo tak albo tak, bez przywiązania, w oddaniu temu, co na dany moment Się przejawia... Bo ś-wiadome jest, że ... ani to, ani to nie jest ani dobre, ani złe, ani lepsze lub gorsze, bo jest, jakie jest. Więc jeśli...każda indywidualna prawda oddzielnego, osobnego ja (ego) jest względna, a bezwzględna Prawda to TO, co zawiera w sobie wszystkie, absolutnie wszystkie indywidualne, względne prawdy... czym zatem jest ta Prawda bezwzględna? Pustą, nieskończoną przestrzenią i tym, co w niej zawarte? Bezruchem i ruchem jednocześnie?

Przestrzeń nie jest oddzielna od swojej zawartości. Bezruch nie jest oddzielny od ruchu. Także w bezruchu to, co postrzegane jest jako biegunowe, dualne, nie jest od siebie oddzielone; nawet nie może być. Oddzielność różnych części, elementów składowych to iluzja. Dualne określane jest symbolicznie jako np. biegunowe: plus i minus, ale iluzoryczne jest postrzeganie ich jako odrębnych, osobnych lub "skonfliktowanych" czy "walczących" ze sobą albo "wykluczających" się wzajemnie. 


W Prawdzie są nieoddzielne i wzajemnie się uzupełniają. 
W Prawdzie ich zróżnicowanie sprawia, że możliwy jest jakikolwiek ruch w przestrzeni bezruchu...

W przestrzenności to, co dualne, biegunowe, jest widziane i odczuwane (innymi "zmysłami" niż te fizyczne) jako tańczące ze sobą w pełnej harmonii.

Każda indywidualna prawda oddzielnego, osobnego ja jest względna, a bezwzględna Prawda zawiera w sobie wszystkie, absolutnie wszystkie indywidualne, względne prawdy. 

Nieruchomość, bezruch przestrzenności może jedynie postrzegać Siebie w Sobie jako ruch. Ruch tworzy np. skupiska, gęstki, cząstki... tworzy też figury i prądy pomiędzy skupiskami "plusów" i minusów" rysując formy w tej przestrzenności... Oddzielone iluzją, osobne ja (ego) łapie się czegoś (idei, koncepcji, przekonania), stałości jakiejś chce się uchwycić (jak opiłek przykleić do czegoś) na dłużej. Z powodu tendencji ("warunków karmicznych", "namagnesowania"). Ale wtedy się przykleja i... "umiera" zastygając w strukturach wyznaczanych granicami - celami... (podwójność znaczenia słowa cele)

Jednak prawdziwa stałość, za którą tęskni iluzorycznie odrębne ja (ego), to bezruch owej przestrzenności... Ja tęskni za połączeniem z powodu utożsamienia z iluzją oddzielenia, które nigdy w rzeczy-w-istności nie nastąpiło. Bo oddzielenie jest tylko i aż... doświadczaną iluzją...
Gdy ja (ego) dąży do jakiegoś celu, cel nigdy nie daje spełnienia... spełnieniem staje się oddanie tej przestrzenności niepoznawalnej i zatopienie w niej, i otwarcie na podróż w nieznane, acz poznawalne; podróż bez celu, ale za to z nieskończonością cudownych drogowskazów - niespodzianek...

W tym sensie stajemy się "niewinni jak dzieci" czyli ufni, oddani i otwarci jednocześnie będąc jednym z całością, jednią z miłością i mądrością tej całości, którą też jesteśmy. Jesteśmy tą pustą przestrzennością pełną nieskończoności swego potencjału - swojej zawartości...

Gdy jest spokój wewnątrz, wszystko na zewnątrz jest widziane jako będące na właściwym miejscu... w Jedni tego, co wewnątrz i na zewnątrz. W jedni nawet dualne i pozornie oddzielne tańczy razem w pełnej harmonii.... A tam, gdzie widziany jest pozorny chaos, gdy spojrzy Się głębiej, widziany jest taniec prądów oceanu powodujący wzburzenia fal, powstawanie i zanikanie piany czy rozbryzgi kropli w różnych kierunkach... a jeszcze głębiej: cisza i bezruch...

Ciało ludzkie tak i formy kropli, fali i oceanu, jak ogień tańczący płomieniami, strzelający iskrami
są rzeczy-w-iste w istocie swej, w SOBIE.  Iluzją jest oddzielność... kropel, fal i oceanu, które są wodą, iskier i płomieni, które są ogniem, ciała i ognia, wody, ziemi, powietrza, i eteru - energii, który je scala w całość nieskończoności SIEBIE - JEDNEJ ISTOTY przejawiającej Się nieskończonością form...
- Po co więc ciało? Po co kropla, fala i ocean? Po co zróżnicowanie form?
- Ano po to, by wszystkość mogła doświadczać SIEBIE w tych zróżnicowanych formach...
także iluzji oddzielności w tym świecie - śnie...
aby budząc się z zaśnienia w tej iluzji oddzielności mogła doświadczać urzeczywistnienia SIEBIE, swojej pełni i Prawdy o SOBIE...  świadomością i jej nektarem - miłością wszechprzenikając, wszechobejmując SIEBIE w każdej z tych form. Tak... Się bawi SIEBIE SOBĄ... Tak SIEBIE tańczy.

- "Po co to Życie?"
- Dla Zabawy, inaczej: Tańca istnienia. Taka odpowiedź bywa postrzegana jako "niepoważna" i "zbyt prosta", więc niewystarczająca. Bo ja nigdy nie może być nasycone wierząc w iluzję oddzielenia od całości SIEBIE.

- "Co więc ja oddziela od całości SIEBIE?"
- Przekonania oceniające, pełne oczekiwań, skonfliktowane z tym, co JEST, chcenie, by było inaczej niż JEST, niechcenie tego, co JEST... opory przeciwko temu, co JEST... z powodu wiary w iluzje o sobie...

- "Po co więc zarażać iluzją, wojną i cierpieniem, zamiast ot, tak płynąć w radości?"
- Po co? Bo tak Się zdarza w TYM, CO JEST. Oddzielone iluzją o sobie ja nie może zrozumieć, że także jego iluzja oddzielenia, a w tym dramaty, tragedie są tak samo twórczym dziełem cząstek całości SIEBIE jak i komedie. Radość istnienia to taki "stan" świadomego bycia, który wykracza poza owe tragedie i dramaty oraz komedie, bo je wszystkie "prześwietla" i widzi jako twórczość... której nie trzeba oceniać, krytykować, interpretować jako złą lub dobrą, bo np.: "komedie są lepsze od tragedii albo odwrotnie". Można, oczywiście, ale nie trzeba.
W Prawdzie chcenie czy niechcenie, oczekiwania ani oceny, nawet okoliczności nie mają znaczenia, bo stan świadomego istnienia jest od nich wolny.

I jeśli spoglądamy głębiej na tych "aktorów", co cierpią i "chcą zarażać innych" albo nawet "niechcący zarażają", to zarażają tylko tych, którzy są podatni na to "zarażanie"... A jeśli wnikniemy głębiej w "nasze własne - indywidualne" cierpienie i odgrywanie roli ofiary, (którą-ś-my przez jakiś czas odgrywali i z nią się utożsamiali), to możemy dostrzec, że w tym przeżywaniu była jakaś pasja, wręcz namiętność odgrywania tej roli. Choć cierpieliśmy, to jednak z pasją...
Iluzja bywa doświadczana z pasją... A gdy zaczęliśmy odczuwać przesycenie tym cierpieniem, przestało ono być takie pasjonujące. Nastąpiło nasycenie, wręcz przesycenie i znużenie odgrywaną rolą... Coś w nas dojrzało...

Każda cząstka tej całości, którą wszyscy jesteśmy, bez względu na to, jaką rolę odgrywa i bez względu na to, czy komediową czy tragiczną, czy świadomie czy nieświadomie, jest tak samo istotna dla Prawdy, jak wszystkie inne cząstki... Nie ma zbędnej czy niepotrzebnej ani jednej Kropli w całym Oceanie... A wszystkie Krople i każda z osobna tańczą w zgodzie z prądami, ruchami Tańca całego Oceanu...

Gdy przestajemy pytać "po co i dlaczego?", a pobądziewamy sobie z tym, co JEST, to zrozumienie Się samo objawia, u-jawnia, jawi...

Do tworzenia ruchu nie jest niezbędna iluzja, lecz różnorodność. Do tworzenia ruchu wystarczy zróżnicowanie. Zróżnicowanie nie jest iluzją, iluzją jest postrzeganie zróżnicowanych części jako odrębnych (np. jako lepsze lub gorsze itd.). W iluzji oddzielenia jest doświadczane cierpienie ja. Poza iluzją oddzielenia cierpienie nie istnieje.

- "Po co aktorzy zagrywają się w zapomnienie?"
- Dla Zabawy, Tańca Jedni, całości, wszystkości... SIEBIE. Bo ten Taniec nie ma innego celu niż tańczenie. Taniec i tańczący, cisza przestrzeni bezruchu, w której Taniec Się Tańczy i nawet obserwujący to Jedno w swej wielości... A nawet Jedno przejawiające się swoją nieskończoną różnorodnością: poznanego, nieznanego i niepoznawalnego... zmiennego i niezmiennego jednocześnie.

I mimo iż tu Się daje odpowiedź "na tacy" ;), nie może ona być "przyjęta", póki nie stanie się doświadczona w wewnętrznej przestrzeni jednego wszechświata, który doświadcza w tym Tańcu SIEBIE na nieskończoną ilość sposobów.

- "Czy ten poziom istnienia w cierpieniu jest niezbędny?"
- Jeśli "ten poziom" uznawany jest za "zbędny" lub pojawiają się wątpliwości, "czy aby napewno jest niezbędny?", to jest to nadal wyraz iluzorycznego braku zaufania do wszystkości z powodu jakiegoś oddzielenia od tej wszystkości, całości, Źródła, Wielkiego Ducha itd. To wyraz iluzorycznego braku oddania się z całkowitym zaufaniem temu, co jest dane do doświadczania... tu i teraz.

To tak, jakby Kropla miała wątpliwości, czy jej chwilowe oderwanie się od fali Oceanu jest rzeczywiście niezbędne... Albo spadając na gówno (które wraz z innymi Kroplami będzie rozpuszczać), stawiała temu opór, bo "wolałaby spaść na ten kwiat obok i jego zasilić". Więc Kropla zaczyna "cierpieć", bo w iluzji odrębności "zapomniała", że to jej chwilowe oderwanie od fali czy oderwanie od chmury i bycie tu, gdzie jest w danym momencie, wynika z ruchów tańca wszystkich fal i tańca prądów całego Oceanu...

To też tak, jakby fala próbowała stawiać opór przed kierunkiem nadanym jej prądami Oceanu...

Zawsze są jakieś... uwarunkowania i tendencje... Tak naprawdę zależne i jednocześnie niezależne od naszych indywidualnych ja. Jak to możliwe? Uwarunkowania są jak przeznaczenie (kropla spada tu, gdzie spada), a tendencje jak indywidualna twórczość (kropla chce lub nie chce, ocenia, oczekuje lub odrzuca)... "taka karma"... Czy kropla deszczu się buntuje, że "upadła tam, gdzie nie powinna", bo to miejsce jest "niezgodne" z jej oczekiwaniami? Gdyby kropla deszczu umiała myśleć i tak myślała, to na pewno z tego powodu by cierpiała i żyła w świecie - śnie walki, wciąż s-konfliktowana z tym, co JEST.

Gdy kropla leci tam, gdzie leci, to jej przeznaczenie się ujawnia danymi warunkami niezależnymi od jej chcenia lub niechcenia. ("Karma" równa się zero, przejawia się "dharma").
Gdy kropla się przeciw temu buntuje, bunt sprawia, że pojawiają się tendencje stwarzane jej iluzoryczną "wolną wolą". (Tworzy się "karma"). 

Stawianie oporu temu, co JEST, a nawet tendencjom indywidualnych ja, wynika z wiary w iluzję oddzielenia, która jest przyczyną doświadczania cierpienia. Przyjęcie tych tendencji ja, a następnie uwarunkowaniom - temu, co JEST dane, sprawia, że świadomość ekspanduje i je integruje (umożliwia umysłowi ich uświadomienie) i uelastycznia ja, które także wówczas może ekspandować. Które może połączyć na powrót z falą, prądami Oceanu i całym Oceanem. Dzięki temu owe indywidualne ja ekspanduje wraz z ujawnianiem i rozpuszczaniem się kolejnych i kolejnych warstw iluzji o sobie... I łączy się ze SOBĄ - z JA, KTÓRE JEST.

Rozpoznawanie tendencji do takich, a nie innych myśli konfliktujących indywidualne ja z innymi ja oraz wszystkimi ja jako całością - jednym JA, które JEST - umożliwia uwalnianie się indywidualnych ja z tendencji i uwarunkowań.

Wtedy TO, CO JEST, jest widziane i ś-wiadome czyli z radością widziane, odczuwane i przyjmowane takim, jakie JEST.


C.D.N.


10 komentarzy:

  1. Witam Ciebie, TRS!

    Mam takie pytanie:

    Czy stan postrzegania, w którym tzw "inni", są rozpoznawani jako "ja", można utrzymać przez dłuższy czas?

    Byłem w takim stanie przez około minutę, towarzyszyło mu zdziwienie, wręcz szok. Po chwili wszystko wróciło do "normy". Jeżeli można być w takim stanie cały czas, to (moim zdaniem) nie bardzo da się funkcjonować, bo wtedy nie można rozpoznać z kim się rozmawia, kogo się spotyka itd, bo umysł wszystko kategoryzuje jako "siebie". Swoją drogą, to chciałbym to przeżyć jeszcze raz, tym razem bardziej świadomie, ale wiem, że raczej przeszkodą jest sama chęć powtórki tego doświadczenia, lgnięcie do niego. Wiem, było-minęło. Tak sobie myślę, że doświadczenie iluzji "ja-inni" powinno być końcem Drogi, jednak dla mnie to był dopiero początek - "trafiło się ślepej kurze ziarno". :D

    Pozdrawiam,
    Tomek

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam Cię,Tomku.

    Napisałeś:
    "doświadczenie iluzji "ja-inni" powinno być końcem Drogi, jednak dla mnie to był dopiero początek - "trafiło się ślepej kurze ziarno". :D"

    :-) Mam odczucie, że chyba dane Ci było doświadczenie połączenia (integracji, jedności) "ja i inni". Takie doświadczenie się zdarza. :-)

    Z mojego doświadczenia wynika, że doświadczenie jedności "ja-inni" nie jest iluzją. Iluzją jest całkowite utożsamienie z "ja" - w odrębności, oddzieleniu od "innych ja" .
    Iluzją jest całkowita oddzielność "ja" z wszystkimi "innymi ja" na poziomie odrębnych tożsamości "ja" czyli takiego utożsamienia "ja" z formą, ciałem, z myślami (koncepcjami, przekonaniami itd.) oraz z emocjami i uczuciami, które nie pozwala nam dostrzec, że wszyscy jesteśmy cząstkami jednej całości... jednego JA, które przejawia się na różne sposoby.

    Nawet płatki śniegowe mają niesamowitą różnorodność geometrii. A jednak każdy osobny płatek śniegu jest w istocie swej jednym Płatkiem Śniegu. A różnorodność form geometrycznych jednego Płatka Śniegu w potencjale Jego przejawów jest ogromna.
    To, co łączy wszystkie płatki to to, że każdy z nich jest płatkiem śniegu i wszystkie jednocześnie Jednym Płatkiem Śniegu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobnie jest z ludźmi. To, co łączy wszystkich ludzi to to, że każdy jest człowiekiem i wszyscy jednocześnie są Jednym Człowiekiem czyli Istotą Ludzką z całym Jej potencjałem...

    Dlatego dostrzegam istotną różnicę pomiędzy odrębnością, osobnością "ja - ty" oraz "ja - inni", a zróżnicowaniem pomiędzy "ja i ty" oraz "ja i inni". W oddzielności postrzegamy, iż każde "ja" (płatek) jest całkowicie oddzielone od innych "ja" (płatków) na poziomie fizycznym na przykład. Zróżnicowanie sprawia, że postrzegamy każde "ja" (płatek) jako połączony z "innymi ja" (płatkami) na różne sposoby... Bo wszystkie "ja" (człowiek) są Jednym JA (Człowiekiem) przejawiającym się na mnóstwo zróżnicowanych sposobów. Czyli wszystkie "ja" są Jednym "JA" przejawiającym się na mnóstwo zróżnicowanych sposobów.
    I każde "ja" ma także potencjał tego Jednego "JA" w sobie.

    Taki stan, w którym w którym "inni" są odczuwani i postrzegani jako "ja", jest stanem, kiedy osobne, odrębne "ja" ekspanduje (świadomością) do Jednego "JA" albo... do stanu gdzieś pomiędzy "ja" i "JA"...

    Taki stan postrzegania, w którym "inni" są odczuwani i postrzegani jako "ja", może się utrzymać przez dłuższy czas. To stan odczuwania i postrzegania siebie jako "ja" i jednocześnie "JA", którym jestem w całym swoim potencjale różnorodności przejawów Jednego "JA". A stan ten wynika z doświadczania świadomego (jakby w "wewnętrznej przestrzeni świadomości") tego połączenia, tej Jedni.

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłeś w takim stanie przez chwilę, więc wiesz, że to jest możliwe. Lecz utrzymanie się w takim stanie nie jest możliwe, gdy wybijają nas z niego myśli i emocje czyli "utożsamienie odrębnego ja" z myślami (przekonaniami, konceptami, ocenami i oczekiwaniami) oraz emocjami, które to "ja" utrzymują w tym oddzieleniu od innych. To oddzielenie (w buddyzmie) nazywane jest iluzją.

    Kiedy jeden "płatek" ocenia siebie i inne "płatki": "o ten jest piękniejszy, a ten brzydszy, a tamten dobry, a ten zły...", te oceny oddzielają płatki od siebie coraz bardziej i umysł zajęty tym "kategoryzowaniem" zapomina o istocie bycia jednością z Jednym Płatkiem Śniegowym przejawiającym się zróżnicowaniem Siebie. :-)

    A gdy widzisz i rozpoznajesz "innych - inne ja" jako różnorodne "przejawy" jednego "JA", wtedy ten stan jedności może z czasem, w praktyce się w Tobie osadzać... Zaczynasz wtedy odczuwać coraz bardziej świadomie połączenie z innymi "ja", które są różnymi wersjami Jednego "JA". Zaczynasz wi(e)idzieć - bo umysł się dostraja do tego połączenia - że wszystkie "ja" są zróżnicowanymi wersjami jednego "JA".

    Na przykład w buddyzmie istnieje 5 mądrości, między innymi Mądrość równości, dzięki której Ś-wiadome jest, że:

    wszystkie ja są sobie równe, nie ma lepszych ani gorszych ja.

    Mądrość rozróżniająca umożliwia rozumienie znaczenia różnych zjawisk np: nirwana to nirwana a samsara to samsara, Słońce to słońce a Księżyc to Księżyc, także Wielkie, Jedno JA to Wielkie, Jedno Ja, a małe ja to małe ja. I wielkie JA jest różne od małego ja i jednocześnie jedno nie jest lepsze ani gorsze od drugiego...

    tu link do artykułu http://tikalirishivasunyata.blogspot.com/2018/10/piec-madrosci-scalone-w-jedno-mioscia.html

    A tu link do filmu:
    ja JESTEM JA, ty JESTEŚ JA, on JEST JA, ona JEST JA, ono JEST JA... WSZYSCY JESTEŚMY JA… Cóż to za JA, które JEST? JEDNO - JA, JEDNIA, CAŁOŚĆ…

    https://www.youtube.com/watch?v=GK_4-Q4nIBQ

    Pozdrawiam serdecznie
    TRS :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Tak, to była integracja, jedność z "innymi". Opisałaś to doświadczenie lepiej niż ja potrafię.;)

    Podsumowując:

    Mamy jednakową Tożsamość. Wszyscy jesteśmy tą samą Osobą, jednocześnie pozostając w oddzieleniu. Piękne i przerażające...

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj Tomku.
    Przerażające? ;-) No tak, gdy jeszcze zanurzeni jesteśmy w tzw. samsarze czyli w światach - snach o oddzieleniu, odrębności ja, co sprawia, że doświadczamy iluzji cierpienia jako realnej, rzeczywistej. Jednak, gdy się z tego "zaśnienia przebudzamy", to staje się wręcz fascynujące. Ale w oddzieleniu ja jest wciąż podatne na strachy i lęki, bo to "narzędzia" jego "systemu obronnego" przed rozpuszczaniem się struktury stworzonej dla utrzymywania jego odrębności. Przed jego ekspansją, transformacją, dojrzewaniem...

    Przerażające może być tylko dla oddzielonego ja to, że jako ja zintegrowane z Wielkim JA jest tymi wszystkimi innymi ja... a spektrum jest rzeczywiście ogromne.
    Ale proces integracji (łączenia się ja z każdą taką cząstką całości - innymi ja i JA) jest wręcz fascynujący. Co nie znaczy, że łatwy, o nie, nie... :-D Bywa momentami bardzo intensywnie. ;-) Co jeszcze może być postrzegane jako bardzo trudne.

    No tak, jesteśmy jakby jednym wszechświatem doświadczającym SIEBIE na nieskończoną ilość sposobów. Stosując analogię do Oceanu, można być utożsamionym z byciem kroplą albo z falą albo z całym oceanem. :-)

    Jak mawiają niektórzy: "zrozumienie prowadzi do wyzwolenia", ale tu nie chodzi o intelektualne zrozumienie, a jakieś takie pogłębione odczuwaniem... chodzi bardziej o zrozumienie poprzez inteligencję serca (świadomości) współdziałającego z głową (umysłem)... Gdy pojawia się w nas intencja miłości (bezwarunkowej) do całości i wszystkich jej przejawów, proces dojrzewania Istoty ludzkiej się intensyfikuje. :-)

    No i wiesz, każde ograniczone ja (tzw.ego) oddzielone od innych ja-ego iluzją swojego przywiązania do formy i przekonań (koncepcji, ocen, oczekiwań, scenariuszy...), może dzięki świadomości - miłości ekspandować... To iluzoryczne ja-ego ekspanduje czyli transformuje się do "wyższego JA" albo JA JESTEM lub jak w zen do "Wielkiego JA". Bo... iluzja oddzielności się rozwiewa...

    Ewolucję ja-JA przedstawia symbolicznie ten rysunek "koła zen"
    https://3.bp.blogspot.com/-WLA9VVQHP2g/Wz6N333Aa5I/AAAAAAAAQjI/lrY5VCSK12MPH7KHG6oXiDmAA4MTo48ewCLcBGAs/s640/Ko%25C5%2582o%2BZen.jpg

    Pozdrawiam serdecznie
    TRS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że jesteśmy tą samą Osobą jest piękne, ale...

      Użyłem słowa "przerażające", bo jakaś część mnie samego wciąż się nie godzi na to, że jestem absolutnie każdym człowiekiem, bo właśnie to "spektrum" jest ogromne. Wiesz, fajnie jest żyć ze świadomością, że jestem - na przykład - moją siostrą, Tobą, Jurkiem Owsiakiem, Adamem Małyszem, czy księdzem Adamem Bonieckim.;)

      Gorzej jest, gdy muszę się pogodzić z tym, że jestem także Breivikiem, fanatycznym Islamistą, bezdomnym alkoholikiem, katem i ofiarą, itp.

      To chyba właśnie kwestia pogodzenia się z tym, że takie osoby się w świecie pojawiają i robią to, co robią.

      Zauważyłem, że analogicznie jest z moim światem wewnętrznym, z pogodzeniem się z cechami, które czasami wydają się być "złe", które czasami mi ciążą.

      Tak pewnie działa mechanizm psychologicznej projekcji.

      Na razie moim jedynym narzędziem jest uważność, do innych technik nie mam za bardzo zaufania. Nie mam też zaufania do wiedzy konwencjonalnej, kiedyś "łykałem" wszystko, od filozofii po ezoterykę - niewiele pomogło - teraz wiem, że nic nie wiem na pewno. Taki ze mnie niewierny Tomasz.;

      Powoli ale skutecznie uwalniam się od, cyt: " ... przekonań, koncepcji, ocen, oczekiwań i scenariuszy ..." . To przynosi ulgę, mam wrażenie, że pozbywam się ciężaru. Nie mam już za bardzo poglądów, których mógłbym bronić lub komuś perswadować.

      Mam tylko nadzieję, że wrócę na start/metę, tak jak na rysunku Koła Zen, który podlinkowałaś.

      Pozdrawiam i dziękuję!
      Tomek

      Usuń
    2. Witaj Tomku,
      Dziękuję.

      Tak, tak działa mechanizm projekcji. Na zewnątrz jest projektowane to, co wewnątrz... a co jest jeszcze ukryte przed osobnym, odrębnym ja (tzw.ego). Ja - ego "ma wyobrażenia" o sobie i nie dopuszcza do siebie tego, co by te iluzje mogło zburzyć. Na przykład to, co nas w innych złości, irytuje, drażni, to obrazy (filmy ;-)) tego, co ukryte w naszej "strefie cienia"... Czyli to, co postrzegamy na zewnątrz, a co wzbudza w nas silne emocje (np. strachu lub złości) i co negujemy, oceniamy jako "złe", lustrzy nam to, co nieuświadomione i ukryte jest wewnątrz.

      "Pogodzenie się" ze swoimi cechami, które są "złe", umożliwia uświadomienie ich sobie. Ale uwaga ;): Jest różnica pomiędzy: wiem, że mam "złe" cechy i się z nimi godzę" (i... tyle ;), a uświadomieniem sobie tego (przyjmuję to, co się wyłania ze strefy cienia, nieświadomości; co ja-ego ukrywa-ło przed sobą).
      Uświadomienie to więcej niż wiedza. Wiedza nie zawsze prowadzi do zmiany. A uświadomienie wywołuje zmiany, ponieważ dzięki uświadomieniu nie tylko widzimy, jakie są skutki jakiejś "złej" cechy, jakie są jej przyczyny, lecz także zaczynamy odczuwać to w sobie. Wtedy pojawia się (niemal spontanicznie) naturalna potrzeba zmiany. A zmiana następuje, gdy z coraz większą uważnością, świadomie zaczynamy obserwować emocje oraz przede wszystkim myśli i działania, które są ich przyczyną.

      Uświadamianie to integrowanie nieświadomego w sobie. Dzięki temu odklejamy się od tego, co nas więzi w "kole samsary" - świecie cierpienia. Przestajemy sprawiać ból (przede wszystkim psychiczny) sobie i innym, a jednocześnie pogłębia się w nas zrozumienie dla tych innych, którzy nadal tkwią i działają według "zasad i praw" tego świata cierpienia. Także przestają sprawiać nam ból (przestają nas irytować, złościć) działania innych... z powodu zrozumienia: sami tak działaliśmy kiedyś, bo inaczej nie byliśmy w stanie (kierowani nieświadomymi myślami, przekonaniami, emocjami itd.) Zaczynamy coraz więcej rozumieć... A zrozumienie prowadzi do wyzwolenia... ;-)

      Więc praktyka uważności jest jak najbardziej pięknym "narzędziem" wspierającym nasz proces dojrzewania jako Istoty ludzkiej. :)

      (Na pewnym etapie mnie pomagała "praca z lustrem" czyli to, co mnie irytowało, złościło w innych, przyjmowałam jako odzwierciedlenie tego, co jeszcze ukryte we mnie, nieświadome, a co dzięki przyjęciu, mogło zostać ujawnione. To też pewien rodzaj praktyki uważności w procesie poznawania, odkrywania tego, co ukryte, nieświadome.)

      A ten punkt 360 stopni na Kole Zen symbolizuje taki stan istnienia, w którym całe Koło zanika jako w pełni zintegrowana całość. Nie ma powrotu do powtarzania kolejnego cyklu.
      Carl Jung użył innego symbolu do opisania tego "stanu istnienia" - nazwanego przez niego "zwieńczeniem procesu indywiduacji". Okrąg z kropką w środku. :-)

      cyt. z C.G.Junga: ” Im bardziej jesteśmy w stanie integrować ze świadomością treści naszej nieświadomości, tym pełniejszymi i bardziej zharmonizowanymi stajemy się ludźmi. Tak, jak wcześniej centrum naszej psyche stanowiło „ja”, tak teraz jest nim coś do niego zbliżonego, pod względem funkcji, ale co ma jednocześnie połączenie z początkiem wszystkiego, z czymś, co jest niezniszczalne. Sens życia zmienia się diametralnie, ponieważ człowiek nie musi już dłużej starać się bronić ważności własnego ego, ma bowiem połączenie z tym, co nie ma początku, ani końca, jest poza czasem i przestrzenią, co jest jednością, nie rozproszeniem. Człowiek, który przeszedł indywiduację jest tolerancyjny i przyjacielski wobec innych, zna bowiem swoją ciemną stronę i nie dokonuje jej projekcji na innych. Rozumie, że wszystkie negatywne cechy, jakie postrzega w ludziach, są również udziałem jego samego.

      Pozdrawiam
      TRS

      Usuń
  7. Dzięki jeszcze raz!

    Moim problemem jest chyba to, że kiedyś uważałem siebie za manifestację absolutnego dobra. To stworzyło ogromny cień, z którym musiałem (i po części wciąż muszę) się spotkać. W pewnym momencie coś się zawaliło i cień wylazł na powierzchnię. Oczywiście nie oznacza to, że robiłem "złe rzeczy", ale pojawiło się przekonanie, że że jestem absolutnie zły, wręcz odpowiedzialny za całe zło na Świecie. To było prawdziwe piekło umysłu. Żadnej nadziei.

    Po jakimś czasie poddałem się, pogodziłem się z tym przekonaniem. Pomyślałem: "trudno, skoro tak jest, to widocznie tak ma być, więc muszę grać tą rolę". Wtedy nastąpiła zmiana, coś zaczęło się harmonizować.

    Kiedyś często niepokoił mnie taki sen:

    "Jest noc, jestem w domu. Słyszę kroki za drzwiami. Uświadamiam sobie, że drzwi nie są zamknięte. Pojawia się przeświadczenie, że za drzwiami jest coś potwornego, przerażającego. Widzę, że zza drzwi wychodzą czarne ręce. Biegnę do drzwi i próbuję je zamknąć. Walczę z przeciwnikiem, który próbuje dostać się do domu. Budzę się."

    Przed tą zmianą, przed pogodzeniem się z tą rolą, o której pisałem, ten sen przyśnił mi się po raz ostatni - ale tym razem nie walczyłem z istotą zza drzwi. Zamiast próbować te drzwi zamknąć, po prostu je otworzyłem. Zobaczyłem chłopaka w moim wieku, który był trochę zdziwiony, ale przyjazny. Już więcej taki sen mi się nie przyśnił.

    Też stosuję "pracę z lustrem", przynosi ona fajne efekty. Coraz mniej mnie irytują ludzie, nawet politycy.;)

    Obecnie próbuję uważności. Na razie mam wrażenie, je jestem raczej przestrzenią, w której pojawiają się myśli i emocje. Do myśli staram się nie lgnąć (co jest trudne, bo chyba właśnie lgnięcie napędza to małe "ja"), traktuje je jak coś zewnętrznego.

    Nadal nie wiem, co może być zakończeniem procesu indywiduacji, ale mam wrażenie, że jestem na dobrej drodze. Jestem bardzo ciekaw, co będzie dalej.

    Pozdrawiam,
    Tomek

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj Tomku,

    dziękuję za podzielenie się twoimi doświadczeniami.

    Tak, im bardziej ja utożsamia się z "dobrem", tym coraz większy tworzy się "cień zła". Dokładnie. To już teraz takie oczywiste. Twoje przechodzenie przez "prawdziwe piekło umysłu"... to musiało być bardzo intensywne doświadczenie. Szacunek dla Ciebie, że poradziłeś sobie z tym.

    Mam odczucie, że rozumiem te twoje doświadczenia, ponieważ przechodziłam bardzo podobne, choć większość z nich w świadomych procesach wewnętrznych. Chodzi mi o to, że na przykład: nie trzeba zabić kogoś lub zostać zabitym, by przeżyć świadomie takie doświadczenie w wewnętrznym procesie integracyjnym. Dla mnie tego typu doświadczenia były jak... przechodzenie przez kolejne warstwy różnych piekieł.

    Znam kilka osób, które miewały bardzo podobne sny do tego, który opisałeś. To niesamowite. :-) Dla mnie ewidentnie są one odzwierciedleniem, ujawnianiem się w snach nieświadomego strachu przed własnym cieniem, który potrzebuje, domaga się "oswajania" i przyjęcia umożliwiającego integrację i uwalnianie w sobie tego cienia. Jeśli sen odpuszcza i nie wraca, to ewidentnie świadczy o integracji tej części całości SIEBIE.

    W moim doświadczeniu cienia, pojawiały się też różne "straszne sny" przedstawiające różne "zakamarki" Umysłu (jakby z historii ludzkości ;-)). Jednak budząc się byłam już na tyle świadoma, że to, co się śniło, jest do zintegrowania, przyjęcia; że taka też jestem jako Jedno, całość...

    Też jestem ciekawa ciekawością wręcz dziecięcą, a jednocześnie pełna zaufania wobec tego, co będzie dalej.

    Pozdrawiam serdecznie
    TRS

    OdpowiedzUsuń