Świat iluzji to według buddyzmu samsara. Jednak także według
buddyzmu samsara i nirwana są nierozłączne ze sobą...
Odkrycie w sobie przejawienia "niezmiennego stanu
prawdy umysłu" - "świadomego świetlistego umysłu" jako
nieograniczonej, wiecznej, niezmiennej przestrzeni umożliwia swobodne,
spontaniczne doświadczanie pełnej radości zabawy energii... a świat wtedy staje
się głębokim doświadczeniem, pełnym nieskończonego znaczenia „czystej
krainy”...
Budda ponoć nauczał, że wszystko jest procesem; że procesy
zachodzą na wszystkich poziomach, że zachodzą nie tylko na planie materialnym,
ale również na planie umysłowym. Że w świecie uwarunkowanej egzystencji nie ma
niczego, co nie podlegałoby zmianie, co nie byłoby procesem... że rzeczy
powstają, a potem przemijają.
Wiec także powstaje iluzja, by mogła przemijać. Podobnie
istnieją różne światy samsaryczne i cierpienie, aby mogły istnieć światy
nirwaniczne i przebudzenie z cierpienia.
A zmiany nie przebiegają przypadkowo – rzeczy i zjawiska nie
powstają i nie znikają przypadkowo. Cokolwiek powstaje, powstaje w zależności
od warunków, także uwarunkowań umysłu; wszystko, co znika, znika, ponieważ te
warunki znikają (nie ma tu miejsca na takie wyjaśnienia, jak wola boska czy
wyższe ja). Więc są pewne uwarunkowania, a potem się zmieniają i znikają. (Choć
także budda jest ś-wiadomy, że nie ma czegoś takiego jak istnienie ani czegoś
takiego jak nieistnienie).
Budda Siakjamuni na przykład wyjaśniał nierozdzielność
samsary i nirwany z najwyższego filozoficznego punktu widzenia. I to, że jeśli
istocie uda się rozpoznać niezmienny stan prawdy umysłu jako nieograniczoną
przestrzeń, doświadczać będzie swobodnej, pełnej radości gry energii, a świat,
który wtedy przeżywa, staje się głębokim, pełnym nieskończonego znaczenia
doświadczeniem „czystej krainy”.
Nawet ten, kto przyszedł na ten świat z łona lub jaja, może
"narodzić się z Ducha", "przebudzić się z zaśnienia w kole
samsary" i "doświadczać swobodnej, pełnej radości gry energii. A
świat, który przeżywa jest głębokim, pełnym nieskończonego znaczenia
doświadczeniem „czystej krainy” (czyli Nieba na Ziemi).
I ś-wiadome jest, że śmierć formy to tylko akt zmiany...
formy... A formy są nie tylko materialne... I nie ma ja, które by czegoś
chciało czy nie chciało. Jest oddanie i podążanie z całkowitym zaufaniem za
tym, co się przejawia i jest dane do doświadczania... Dane czy wybrane?
- "Jedni wolą myśleć, że trudne sytuacje maja sens,
bo to Bóg na nich zsyła próby, itp. Inni, że sami sobie wybrali takie sytuacje
i w ten sposób chyba jest im lżej żyć."
- I są tacy, co myślą: "Ja i Bóg to Jedno". A także "ja, Bóg i Duch
(Absolut, Pustka) to Jedno. Gdy "ja i Bóg" oddzielone, to albo Bóg
zsyła takie doświadczenia albo jakieś ja wybiera je sobie. Koncepcji do
doświadczania jest wiele. (Nawet Bóg i Bogini to Jedno. ;) W buddyzmie
natomiast bogowie i boginie istnieją w jednym z sześciu światów koła samsary,
więc także podlegają prawom karmy i cierpienia. Budda nie jest Bogiem, lecz
Przebudzonym - wyzwolonym z koła cierpienia, więc nikt nie musi stawać się
Bogiem, by stać się Przebudzonym z koła cierpienia. Ale... potrzebuje boskość
zintegrować i uwolnić w sobie, sobą, aby powrócić do SIEBIE.
Na przykład Jezus Chrystus po "narodzinach z
Ducha" przeszedł jeszcze to, co do przejścia i doświadczenia było mu dane,
aby się wypełniło. Pytanie Się nasuwa: "czy Jezus Chrystus sam sobie tę
ścieżkę wybrał? Bo jeśli tak, to w jaki sposób?
- "A Ty w jaki sposób wybrałaś? Pragnieniem".
No właśnie nie wiem, czy "zapragnęłam", czy
"jest mi to dane"... bez przyczyny. A nie wiem, no bo, albowiem,
ponieważ mam "wspomnienia": wizje, świadome doświadczenia z tak
diametralnie różnych światów-snów, a nawet przestrzeni, że nie wiem, czy to z
przeszłości czy przyszłości czy wiecznego teraz... Bardzo, bardzo różne. Od lat
Się "przypominają" i scalają, integrują jakoś... wielowymiarowo...
I czasem mam takie odczucie, że jesteśmy tylko energią,
świadomością, która przyjmuje różne formy jako umysł. I jak w dziecięcej
zabawie w "komórki do wynajęcia" biegamy, a raczej latamy albo
suniemy sobie w przestrzeni (jak np. energia w stanie bardo pośmiertnego ;-))
przez jakiś czas w kółko wokół tych "komórek" - form, które także
sobie płyną, zmieniają się swobodnie, "aż tu nagle" - dzyń! - i
wskakujemy w najbliższe "komórki" - formy wypełniając je albo
spowalniamy i hop w "komórkę" jak kulki w ruletce...
Miałam także takie świadome wizje, że jestem świadomością,
która... Gdy zasypiam, ciało "umiera", a świadomość podróżuje... A
powracając ze swobodnych podróży sennych w różnych światach-snach bez
materialnej formy czyli budząc się w śpiącym ciele świadomość wnika w to ciało
i wtedy przenika zapisy tego fizycznego ciała, wszystkich jego poziomów (tzw.
duchowe, mentalne, uczuciowe i fizyczne)... I następuje
"rekonstrukcja". I tak samo "budzę się" w każdym innym
ciele, w każdej formie. Ale z jakichś powodów na ten czas, teraz jest mi dana do
doświadczania ta "komórka" - forma tego konkretnego ciał, które
doświadcza istnienia coraz bardziej impresyjnie, abstrakcyjnie, wielowymiarowo,
wielopłaszczyznowo... Nie wiem, jak to przekazać. ;-)
Ach, Kochani, jakie to wszystko jest zabawne, nawet mimo tej
strasznie dramatycznej powagi... Widziane jest, jak całość się bawi tą swoją różnorodnością... poprzez różne idee,
koncepcje, myśli, słowa... dźwięki... wszystko jest tańcem i pieśnią bezruchu i
ciszy...
Kiedyś taki koan (ik) Się przez Tikali przejawił:
Czy ktoś z was zna
Kogoś, kto wie lepiej niż ja?
A jak tego ja odrębnego nie ma, to Się Samo przejawia to, co ma przejawić, odkrywa, co ma Się odkryć, mówi Się,
co ma Się mówić... z JA, KTÓRE JEST...
W tym całym pomieszaniu i trzęsieniu oceanu, cały czas jest też odczucie, że pulsuję tą całą wielowarstwowością istnienia i
postrzegania, która Się skrzy różnymi przejawami Siebie. Coś robię, np. piszę, rozmawiam, dialoguję z Tobą, a przecie
ze Sobą, bo Ty to Ja, Jedno; zachodzą różne procesy myślowe na kilku poziomach...
płaszczyznach, odczuwanie jest rozwinięte w przestrzenności i w formie ciała, a i tak jednocześnie
wiadome, a może i ś-wiadome, że istotna jest tylko miłość, bo scala ze sobą
wszystko, co iluzją oddzielone, jak świadomość, która zalewa umysł, a on cały Się w tym oceanie zanurza, i z jednego punktu wirtualnego w nim coś jak źródło tryska... Że nawet to "tylko miłość ma znaczenie" - jako idea - jest do
doświadczania... na ten moment...a dialogi też mają i nie mają znaczenia... Że niby to ja nadaje temu znaczenie, ale nie ma tego ja oddzielnego, więc coś temu nadaje znaczenie, a jednocześnie
świadome jest, że to bez znaczenia, kto co...
No, spokój wieczny przestrzenności we mnie, w tej przestrzenności trzęsienie oceanu, a na powierzchni wzburzone fale, a na falach łódeczka płynie i ja w niej niewiedząca dokąd, dlaczego i po co; bo
coś poczuło, że ma do niej wsiąść i Się oddać całkowicie do dna Miłości... I wcale nie czuje, żeby tu ktoś oszalał (ha, ha, ha, ha...), bo coś SIEBIE w tym
wszystkim całkowicie ogarnia i pomimo pozornego chaosu harmonijnie uspójnia....
Ja oddzielone iluzją od prawdy o Sobie wciąż przed Sobą Się
chowa, broni, atakuje, walczy, rozpacza i tańczy, choć w Prawdzie poza iluzjami
nią Jest. A w Jedni, to nawet dualne tańczy w harmonii.
"Moje ja" nie jest oddzielone od innych
"ja", bo to jedno "JA" ani "moje" ani
"twoje" i jednocześnie "moje" i "twoje"...
albowiem ponieważ ;) i tak... wszystkie indywidualne ja połączone
są świadomością i emanujące jej nektarem - miłością... ze wszystkim i we
wszystkim... "Jestem"... czyli JEDNO (JEDNIA) JA JESTEM...
TENDENCJE I UWARUNKOWANIA
Postrzeganie zjawisk zwanych dualnymi, biegunowymi jako
"przeciwstawnych" czyli "skonfliktowanych" ze sobą wynika z
oddzielności i ograniczoności postrzegającego ja czyli względności postrzegania
indywidualnych, oddzielnych ja. Ta względność wyznacza także iluzoryczne granice myślami -
konceptami dualnego oddzielenia: dobro-zło, ciemność - światło, plus i minus, a
nawet bezruch i ruch itd. postrzeganych jako swoje wzajemne przeciwieństwa. Świadomość swym nektarem miłości bezwarunkowej,
wszechprzenikającej i wszechogarniającej, scala wszystko, scala Sobą wszystko,
co iluzją poodzielane od siebie wzajemnie.
Tendencja, lgnięcie indywidualnego ja (ego) do światła lub
ciemności, dobra lub zła wynika z jego "namagnesowania" inaczej z
"karmicznego uwarunkowania"... To jakby jakieś cząstki - elementy całości zostały
"namagnesowane ujemnie" dlatego są przyciągane do "biegunów dodatnich",
a te "namagnesowane dodatnio" lgną do "ujemności"... I tworzą grona... różne twory, figury, formy umożliwiając ich manifestację,
doświadczanie ich i realizację ...
Bo są np. istoty, które z powodu pewnych warunków "funkcjonują" aktywnie w dzień i preferują światło
słońca, a są i takie, które funkcjonują w nocy i preferują... światło świec i
lamp oraz zachwycają się gwiazdami.... A są też takie, które "funkcjonują" albo tak albo tak, bez
przywiązania, w oddaniu temu, co na dany moment Się przejawia... Bo ś-wiadome jest, że ... ani to, ani to nie
jest ani dobre, ani złe, ani lepsze lub gorsze, bo jest, jakie jest. Więc jeśli...każda indywidualna prawda oddzielnego, osobnego
ja (ego) jest względna, a bezwzględna Prawda to TO, co zawiera w sobie
wszystkie, absolutnie wszystkie indywidualne, względne prawdy... czym zatem jest ta Prawda bezwzględna? Pustą, nieskończoną przestrzenią i tym, co w niej zawarte?
Bezruchem i ruchem jednocześnie?
Przestrzeń nie jest oddzielna od swojej zawartości. Bezruch
nie jest oddzielny od ruchu. Także w bezruchu to, co postrzegane jest jako biegunowe,
dualne, nie jest od siebie oddzielone; nawet nie może być. Oddzielność różnych
części, elementów składowych to iluzja. Dualne określane jest symbolicznie jako np. biegunowe: plus
i minus, ale iluzoryczne jest postrzeganie ich jako odrębnych, osobnych lub
"skonfliktowanych" czy "walczących" ze sobą albo
"wykluczających" się wzajemnie.
W Prawdzie są nieoddzielne i wzajemnie się uzupełniają.
W Prawdzie ich zróżnicowanie sprawia, że możliwy jest jakikolwiek ruch w
przestrzeni bezruchu...
W przestrzenności to, co dualne, biegunowe, jest widziane i
odczuwane (innymi "zmysłami" niż te fizyczne) jako tańczące ze sobą w pełnej
harmonii.
Każda indywidualna prawda oddzielnego, osobnego ja jest
względna, a bezwzględna Prawda zawiera w sobie wszystkie, absolutnie wszystkie
indywidualne, względne prawdy.
Nieruchomość, bezruch przestrzenności może jedynie
postrzegać Siebie w Sobie jako ruch. Ruch tworzy np. skupiska, gęstki,
cząstki... tworzy też figury i prądy pomiędzy skupiskami "plusów" i
minusów" rysując formy w tej przestrzenności... Oddzielone iluzją, osobne ja (ego) łapie się czegoś (idei,
koncepcji, przekonania), stałości jakiejś chce się uchwycić (jak opiłek
przykleić do czegoś) na dłużej. Z powodu tendencji ("warunków karmicznych", "namagnesowania"). Ale wtedy się przykleja i... "umiera"
zastygając w strukturach wyznaczanych granicami - celami... (podwójność
znaczenia słowa cele)
Jednak prawdziwa stałość, za którą tęskni iluzorycznie
odrębne ja (ego), to bezruch owej przestrzenności... Ja tęskni za połączeniem z
powodu utożsamienia z iluzją oddzielenia, które nigdy w rzeczy-w-istności nie
nastąpiło. Bo oddzielenie jest tylko i aż... doświadczaną iluzją...
Gdy ja (ego) dąży do jakiegoś celu, cel nigdy nie daje
spełnienia... spełnieniem staje się oddanie tej przestrzenności niepoznawalnej
i zatopienie w niej, i otwarcie na podróż w nieznane, acz poznawalne; podróż bez celu, ale za to z nieskończonością cudownych drogowskazów -
niespodzianek...
W tym sensie stajemy się "niewinni jak dzieci"
czyli ufni, oddani i otwarci jednocześnie będąc jednym z całością, jednią z
miłością i mądrością tej całości, którą też jesteśmy. Jesteśmy tą pustą przestrzennością pełną nieskończoności
swego potencjału - swojej zawartości...
Gdy jest spokój wewnątrz, wszystko na zewnątrz jest widziane
jako będące na właściwym miejscu... w Jedni tego, co wewnątrz i na zewnątrz. W
jedni nawet dualne i pozornie oddzielne tańczy razem w pełnej harmonii.... A
tam, gdzie widziany jest pozorny chaos, gdy spojrzy Się głębiej, widziany jest
taniec prądów oceanu powodujący wzburzenia fal, powstawanie i zanikanie piany
czy rozbryzgi kropli w różnych kierunkach... a jeszcze głębiej: cisza i bezruch...
Ciało ludzkie tak i formy kropli, fali i oceanu, jak ogień tańczący płomieniami, strzelający iskrami
są rzeczy-w-iste w istocie swej, w SOBIE. Iluzją jest oddzielność... kropel, fal i oceanu, które są wodą, iskier i płomieni, które są ogniem, ciała i ognia, wody, ziemi, powietrza, i eteru - energii, który je scala w całość
nieskończoności SIEBIE - JEDNEJ ISTOTY przejawiającej Się nieskończonością
form...
- Po co więc ciało? Po co kropla, fala i ocean? Po co zróżnicowanie form?
- Ano po to, by wszystkość mogła doświadczać SIEBIE w tych zróżnicowanych
formach...
także iluzji oddzielności w tym świecie - śnie...
aby budząc się z zaśnienia w tej iluzji oddzielności mogła doświadczać
urzeczywistnienia SIEBIE, swojej pełni i Prawdy o SOBIE... świadomością i jej nektarem - miłością wszechprzenikając, wszechobejmując
SIEBIE w każdej z tych form. Tak... Się bawi SIEBIE SOBĄ... Tak SIEBIE tańczy.
- "Po co to Życie?"
- Dla Zabawy, inaczej: Tańca istnienia. Taka odpowiedź bywa postrzegana jako "niepoważna"
i "zbyt prosta", więc niewystarczająca. Bo ja nigdy nie może być
nasycone wierząc w iluzję oddzielenia od całości SIEBIE.
- "Co więc ja oddziela od całości SIEBIE?"
- Przekonania oceniające, pełne oczekiwań, skonfliktowane z
tym, co JEST, chcenie, by było inaczej niż JEST, niechcenie tego, co JEST...
opory przeciwko temu, co JEST... z powodu wiary w iluzje o sobie...
- "Po co więc zarażać iluzją, wojną i cierpieniem, zamiast
ot, tak płynąć w radości?"
- Po co? Bo tak Się zdarza w TYM, CO JEST. Oddzielone iluzją
o sobie ja nie może zrozumieć, że także jego iluzja oddzielenia, a w tym
dramaty, tragedie są tak samo twórczym dziełem cząstek całości SIEBIE jak i
komedie. Radość istnienia to taki "stan" świadomego bycia,
który wykracza poza owe tragedie i dramaty oraz komedie, bo je wszystkie
"prześwietla" i widzi jako twórczość... której nie trzeba oceniać,
krytykować, interpretować jako złą lub dobrą, bo np.: "komedie są lepsze
od tragedii albo odwrotnie". Można, oczywiście, ale nie trzeba.
W Prawdzie chcenie czy niechcenie, oczekiwania ani oceny,
nawet okoliczności nie mają znaczenia, bo stan świadomego istnienia jest od
nich wolny.
I jeśli spoglądamy głębiej na tych "aktorów", co
cierpią i "chcą zarażać innych" albo nawet "niechcący
zarażają", to zarażają tylko tych, którzy są podatni na to
"zarażanie"... A jeśli wnikniemy głębiej w "nasze własne -
indywidualne" cierpienie i odgrywanie roli ofiary, (którą-ś-my przez jakiś
czas odgrywali i z nią się utożsamiali), to możemy dostrzec, że w tym
przeżywaniu była jakaś pasja, wręcz namiętność odgrywania tej roli. Choć
cierpieliśmy, to jednak z pasją...
Iluzja bywa doświadczana z pasją... A gdy zaczęliśmy
odczuwać przesycenie tym cierpieniem, przestało ono być takie pasjonujące.
Nastąpiło nasycenie, wręcz przesycenie i znużenie odgrywaną rolą... Coś w nas
dojrzało...
Każda cząstka tej całości, którą wszyscy jesteśmy, bez
względu na to, jaką rolę odgrywa i bez względu na to, czy komediową czy
tragiczną, czy świadomie czy nieświadomie, jest tak samo istotna dla Prawdy,
jak wszystkie inne cząstki... Nie ma zbędnej czy niepotrzebnej ani jednej
Kropli w całym Oceanie... A wszystkie Krople i każda z osobna tańczą w zgodzie
z prądami, ruchami Tańca całego Oceanu...
Gdy przestajemy pytać "po co i dlaczego?", a
pobądziewamy sobie z tym, co JEST, to zrozumienie Się samo objawia, u-jawnia,
jawi...
Do tworzenia ruchu nie jest niezbędna iluzja, lecz
różnorodność. Do tworzenia ruchu wystarczy zróżnicowanie. Zróżnicowanie nie jest iluzją, iluzją jest postrzeganie
zróżnicowanych części jako odrębnych (np. jako lepsze lub gorsze itd.). W
iluzji oddzielenia jest doświadczane cierpienie ja. Poza iluzją oddzielenia
cierpienie nie istnieje.
- "Po co aktorzy zagrywają się w zapomnienie?"
- Dla Zabawy, Tańca Jedni, całości, wszystkości... SIEBIE.
Bo ten Taniec nie ma innego celu niż tańczenie. Taniec i tańczący, cisza
przestrzeni bezruchu, w której Taniec Się Tańczy i nawet obserwujący to Jedno w
swej wielości... A nawet Jedno przejawiające się swoją nieskończoną
różnorodnością: poznanego, nieznanego i niepoznawalnego... zmiennego i
niezmiennego jednocześnie.
I mimo iż tu Się daje odpowiedź "na tacy" ;), nie może ona być "przyjęta", póki nie
stanie się doświadczona w wewnętrznej przestrzeni jednego wszechświata, który
doświadcza w tym Tańcu SIEBIE na nieskończoną ilość sposobów.
- "Czy ten poziom istnienia w cierpieniu jest
niezbędny?"
- Jeśli "ten poziom" uznawany jest za
"zbędny" lub pojawiają się wątpliwości, "czy aby napewno jest
niezbędny?", to jest to nadal wyraz iluzorycznego braku zaufania do
wszystkości z powodu jakiegoś oddzielenia od tej wszystkości, całości, Źródła,
Wielkiego Ducha itd. To wyraz iluzorycznego braku oddania się z całkowitym
zaufaniem temu, co jest dane do doświadczania... tu i teraz.
To tak, jakby Kropla miała wątpliwości, czy jej chwilowe
oderwanie się od fali Oceanu jest rzeczywiście niezbędne... Albo spadając na
gówno (które wraz z innymi Kroplami będzie rozpuszczać), stawiała temu opór, bo
"wolałaby spaść na ten kwiat obok i jego zasilić". Więc Kropla
zaczyna "cierpieć", bo w iluzji odrębności "zapomniała", że
to jej chwilowe oderwanie od fali czy oderwanie od chmury i bycie tu, gdzie
jest w danym momencie, wynika z ruchów tańca wszystkich fal i tańca prądów
całego Oceanu...
To też tak, jakby fala próbowała stawiać opór przed
kierunkiem nadanym jej prądami Oceanu...
Zawsze są jakieś... uwarunkowania i tendencje... Tak
naprawdę zależne i jednocześnie niezależne od naszych indywidualnych ja. Jak to
możliwe? Uwarunkowania są jak przeznaczenie (kropla spada tu, gdzie spada), a
tendencje jak indywidualna twórczość (kropla chce lub nie chce, ocenia,
oczekuje lub odrzuca)... "taka karma"... Czy kropla deszczu się buntuje, że "upadła tam, gdzie
nie powinna", bo to miejsce jest "niezgodne" z jej
oczekiwaniami? Gdyby kropla deszczu umiała myśleć i tak myślała, to na pewno z
tego powodu by cierpiała i żyła w świecie - śnie walki, wciąż s-konfliktowana z
tym, co JEST.
Gdy kropla leci tam, gdzie leci, to jej przeznaczenie się
ujawnia danymi warunkami niezależnymi od jej chcenia lub niechcenia.
("Karma" równa się zero, przejawia się "dharma").
Gdy kropla się przeciw temu buntuje, bunt sprawia, że
pojawiają się tendencje stwarzane jej iluzoryczną "wolną wolą".
(Tworzy się "karma").
Stawianie oporu temu, co JEST, a nawet tendencjom
indywidualnych ja, wynika z wiary w iluzję oddzielenia, która jest przyczyną
doświadczania cierpienia. Przyjęcie tych tendencji ja, a następnie uwarunkowaniom -
temu, co JEST dane, sprawia, że świadomość ekspanduje i je integruje (umożliwia
umysłowi ich uświadomienie) i uelastycznia ja, które także wówczas może
ekspandować. Które może połączyć na powrót z falą, prądami Oceanu i całym
Oceanem. Dzięki temu owe indywidualne ja ekspanduje wraz z ujawnianiem i
rozpuszczaniem się kolejnych i kolejnych warstw iluzji o sobie... I łączy się
ze SOBĄ - z JA, KTÓRE JEST.
Rozpoznawanie tendencji do takich, a nie innych myśli konfliktujących
indywidualne ja z innymi ja oraz wszystkimi ja jako całością - jednym JA, które
JEST - umożliwia uwalnianie się indywidualnych ja z tendencji i uwarunkowań.
Wtedy TO, CO JEST, jest widziane i ś-wiadome czyli z
radością widziane, odczuwane i przyjmowane takim, jakie JEST.
C.D.N.