Się przejawia o przemocy w rodzinie i protestach kobiet
przeciwko mężczyznom...
No cóż... kobiety ponoszą taką samą odpowiedzialność jak i mężczyźni za tzw.
"domestic abuse". Choćby tkwiąc w takich związkach i relacjach ze
strachu, że nie poradzą sobie same w tym świecie... zwłaszcza, gdy mają dzieci.
Mężczyzn używających przemocy często wychowują tak samo matki jak i ojcowie. I
to matki uczą synów wzorców traktowania kobiet... np. przyzwalając na tę
przemoc i dokonując różnych manipulacji. Tak samo jak ojcowie stosujący różnego
rodzaju przemoc wobec kobiet: zarówno fizyczną jak i psychiczną czyli także
stosując różnego rodzaju manipulacje. Uczą swoje dzieci takich wzorców. Oboje - matka i ojciec zazwyczaj nieświadomi są tego, co
czynią, jak i dlaczego. Wojna "płci" wtedy wciąż jest kontynuowana...
Dlatego protesty kobiet przeciwko mężczyznom nie mają żadnego sensu. Protesty
nie naprawią ani nie uzdrowią relacji. Mogą jedynie pogłębić ten konflikt.
Natomiast dzielenie się wiedzą o możliwości uświadamiania tego, co w nas
nie(u)świadom(ion)e, zwłaszcza naszego "cienia" i tego, co wciąż
utrzymuje konflikt pomiędzy kobietą i mężczyzną, Animą i Animusem, a nawet
boską żeńskością i kobiecością w nas - jak najbardziej ma sens. Głęboki, bo
sięga głębi naszego istnienia i prowadzi ku harmonii współbrzmienia i
współistnienia...
Jednak próbując "naprawiać" innych, nadal
pozostaniesz w wewnętrznym konflikcie. A gdy uświadamianie zaczniesz od siebie,
wtedy dopiero rozpocznie się proces uzdrawiania swoich relacji wewnętrznych. I
pojawi się zrozumienie, skąd i dlaczego te konflikty "się brały". I
uwolnisz siebie od nich zawierając pokój ze SOBĄ w sobie.
Oczywiście, jak ktoś czuje konieczność czy potrzebę
protestowania, niech protestuje... Bo to, co dla jednych jest oczywiste, dla
innych być nie musi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz