czwartek, 19 lipca 2018

O MOTYLACH...


w 2012 miałam sen... fragment był taki, że:

Najpierw w tym śnie spotykam w równoległych światach - snach (czasem także np. o zupełnie innej, niespotykanej TUTAJ architekturze) mężczyzn oraz kobiety i rozpoznaję ich jako części siebie (części mojej "tożsamości"), o których dawno zapomniałam. Teraz przypominam je sobie i powoli z nimi się zapoznaję. Wiem, że mam te wszystkie części siebie "uzdrowić" w sobie, zintegrować, połączyć i uwolnić. Jednak nie mogę ingerować w ich sposób istnienia. Czasem im "pomagam", ale nigdy nie wiem, nie mam żadnej koncepcji, czy i jak, bo to Się samo przejawia tak: że w danym momencie, w danej sytuacji wiem, co robić. Czasem po prostu jestem i tyle, a czasem - zdarza się - wyciągam kogoś z szalejących burzą fal oceanu... W tym śnie zrozumiałam też, że kiedyś moje połączenia z ludźmi albo były zerwane albo tworzyły mocne, szarpiące liny, ale integrując Siebie tworzę coraz subtelniejsze relacje i nitki połączenia z tymi istotami już nie są posplatanymi supłami, ale są subtelne, delikatne, energetyczne, jednak jeszcze zawiązane na małe kokardki. Kokardka taka – jak kwiat energetyczny, na którym siedzi mały, delikatny motyl – symbolizuje lekkość i wolność tych połączeń. Gdy motyle ulatują, kokardki się rozwiązują i następuje czyste POŁĄCZENIE... Gdy nastąpi to uwolnienie... Tego lata, gdy BĘDZIE MIAŁO TO nastąpić, będzie wysyp mnóstwa motyli...
Taki piękny sen...
Się Śni... ;-) <3

I taki maleńki, nocny, złoty Się pojawił...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz