Bólu się nie da uniknąć, bo się pojawia, jak ma się pojawić,
ale...
gdy nie ma już utożsamienia z bólem, to nie ma już cierpienia w postaci
użalania się nad sobą, walki z bólem, niecierpliwości i złości ani strachu, gdy
się ból pojawia i jest, i trwa tyle, ile ma trwać. To jest ... wolność
polegająca na byciu z tym bólem i przyjmowaniu go (w miarę możliwości) takim,
jaki jest. Ból przyjęty zostaje z miłością i zrozumieniem. To proces, którego
efekty są zaskakujące. Kiedyś nawet nie mogłabym sobie tego wyobrazić.
Ostatnio zdarzyło się, że pojawił się ból fizyczny, był odczuwany, a
jednocześnie nie zakłócił radości istnienia, więc i śmiech z tego był. Nawet
łzy też się pojawiły, ale łzami szczęścia były.
Odpuszczanie bólu i strachu przed bólem zadziewa się przez "oswajanie się" z bólem i "odklejanie się" od utożsamienia z bólem:
kiedyś odczuwałam różne emocje i byłam nauczona nazywać je: złością, irytacją,
smutkiem, żalem itd. Kiedy zdarzyło się, że zaczęłam bardziej odczuwać
energetycznie różne wibracje pojawiające się w ciele, zauważyłam, że pewne
emocje mają podobne wibracje, ale zróżnicowane częstotliwości. Mogą być
odczuwane w sposób neutralny, jak taniec energii odczuwany w ciele. Ta zmiana
postrzegania (odczuwania i obserwowania tzw. emocji) sprawiła, że przestałam
powoli nazywać "po staremu" to, co kiedyś zostałam nauczona nazywać.
"Odkryłam", że można odczuwać inaczej i inaczej opisywać to
odczuwanie. Więc może podobnie być także z bólem. Może...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz