Był sobie mały chłopiec o imieniu Bill. Pewnego dnia dostał w prezencie grę Monopoly. Bardzo był ciekaw, jak się gra w tę grę. Z wypiekami na policzkach czekał na moment, kiedy będzie mógł zagrać. Po wieczerzy ojciec Skurcz pozwolił Billowi rozpakować grę i ku wielkiej radości chłopca razem z matką i ojcem usiedli we trójkę przy uprzątniętym już przez służących stole. Po wnikniwym przestudiowaniu opisu i zapoznaniu się z zasadami gry, rozpoczęli wspólną grę. (Kluczowym elementem Monopolu jest inwestowanie w nieruchomości i budynki na planszy. Gdy gracz trafi na wolne pole, może je kupić od banku i stać się jego właścicielem płacąc wyznaczoną na polu cenę. Potem może na nich stawiać domy, hotele itd. oraz zarabiać na postawionych nieruchomościach coraz więcej i więcej. Aż do wygranej.) Chłopiec był grą zafascynowany. I choć za pierwszym razem wygrał ojciec, mały Bill postanowił, że zrobi wszystko, by zostać mistrzem tej gry.
Tydzień później po kolacji znów mógł zagrać w tę wspaniałą grę. I to z ojcem, z matką, a nawet z wujem, który wobec niego zawsze był niezbyt miły, złośliwy i bardzo krytyczny, czasem nawet trochę bardziej niż jego własny ojciec. Ale tym razem Bill odniósł zwycięstwo, wygrał i poczuł się szczęśliwy. Chyba pierwszy raz w życiu czuł takie szczęście, bo matka z ojcem i wujem razem bili mu brawo i gratulowali zwycięstwa. Uśmiechali się do niego wszyscy jak nigdy wcześniej. Ojciec pochwalił Billa, że tak szybko pojął zasady nowej gry, że sprytnie oszczędzał i inwestował pieniądze. Dodał też, że do wygrania tej gry potrzebne jest szczęście, a Billowi najwyraźniej szczęście dopisało.
Tak, Bill czuł to szczęście, a nawet poczuł w tym momencie, że nareszcie został doceniony i że (ku jego zaskoczeniu) jednak był kochany przez matkę, ojca, a nawet wuja.
Tej nocy chłopcu śniły się ogromne place w miastach i na ich obrzeżach, które kupował i stawał się ich właścicielem. Widział, jak na tych placach pojawiały się domy i hotele. Śniły mu się też ogromne połacie ziemi, różne fabryki, biura, banki, całe miasta, które kupował, nawet kopalnie diamentów i najpiękniejszych kamieni na świecie... Aż w końcu zobaczył całą Ziemię. A on miał tyle kasy, że mógł wykupić całą planetę, stać się jej właścicielem i najbogatszym człowiekiem na Ziemi. Matka i ojciec bili mu brawo, uśmiechali się do niego, tulili go i wychwalali. Wujek przepraszał, że go nie doceniał i nie dostrzegł wcześniej geniuszu talentów Billa. Nawet go pierwszy raz w życiu przytulił. Bill w tym utuleniu za plecami wujka zobaczył tłumy ludzi, którzy wiwatowali na jego cześć... i gdy tylko o czymś pomyślał, ci ludzie natychmiast spełniali jego życzenia. I sen się skończył.
Gdy mały Bill obudził się, całe jego ciało drżało, pidżama była mokra od potu, włosy też. Czuł suchość w gardle, ale przyszła do niego myśl, że większego szczęścia nie mógłby ani sobie wyobrazić, ani znieść, bo to szczęście, którego właśnie doświadczył we śnie, ledwo był teraz w stanie wytrzymać.
Od tego momentu Bill zaczął uczyć się wszystkiego, co mogłoby mu pomóc w osiągnięciu tego pięknego celu, który mu się wyśnił. Nie interesowało go już to, czego inne dzieci uczyły się w szkołach, lecz tylko to, co byłoby pomocne w realizacji jego sennego marzenia. Gdy stawał się młodzieńcem, podstawowe zasady gry w Monopol stały się podstawowymi zasadami niemal wszystkich jego działań. Z pasją zaczął studiować różne dziedziny życia, więc nie miał czasu, by studiować na jakichś Uniwersytetach, zdobywać oceny, stopnie naukowe. Dlatego studiował jako samouk, uczył się tego, co miało mu pomóc zrealizować jego marzenie.
Zaczął pracować nad udoskonalaniem i rozwijaniem zasad gry w Monopoly, by mogły one skutecznie działać w każdej dziedzinie życia. Wnikliwie zatem studiował różne dziedziny życia i funkcjonowanie człowieka. Inwestował w badania naukowe, które mogłyby dawać mu coraz większą kontrolę nad ludźmi i nad różnymi zjawiskami. Zaczął też wymyślać sposoby działania przekraczające i omijające powszechnie obowiązujące prawa. Niektórym ludziom nie podobało się to i oskarżyli go o łamanie jakiegoś prawa. Ale Bill wiedział przecież i szczerze wierzył w to, że także prawo, jako jedną z podstawowych dziedzin życia regulującej między innymi prawa własności na planecie też trzeba będzie zmienić i dostosować do zasad gry w Monopoly czyli zmienić prawo tak, by mógł stać się właścicielem całej Ziemi i wszystkiego, co na niej i w niej istnieje.
Gra w Monopoly jednak zawiera w sobie element ryzyka i czasem może się zdarzyć, że gracz wyląduje w więzieniu. Ale Bill doskonale wiedział także i to, że zgodnie z zasadami gry w Monopoly, jeśli ma się odpowiednio duże zasoby finansowe, można z więzienia się wykupić albo... Tu już dostrzegł nową perspektywę konstruowania prawa w taki sposób, żeby nigdy nikt do więzienia nie mógłby go wsadzić.
I tu kończy się opowieści o Billu Skurcz.
Pointy ta historia nie ma. Opowieść jest o tym, że Billowi wciąż śni się ten sam sen. I nam wszystkim śnią się różne sny. Sen o Billu jest jak sen we śnie. W różne gry w tych snach gramy, różne role w nich odtwarzamy, różne zadania wykonujemy i różnych ograniczeń - które mogą być przekraczane albo nie - z powodu wiary w różne myślo-koncepty doświadczamy.
Kiedy śnimy te sny, zawsze jesteśmy obserwatorem snu, nawet gdy odgrywamy jakąś rolę lub wykonujemy jakieś zadania we śnie. A czasami sny spontanicznie ujawniają rozpoznanie różnych zjawisk i pogłębiają ich zrozumienie. I wtedy następuje uwolnienie od przywiązania do myślo- konceptów, które (przez identyfikacje z nimi) oddzielały nas od naszej prawdziwej natury i ograniczały głębsze zrozumienie siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz