Nie chodzi o to, że masz przerobić czy przezwyciężyć lęk, nienawiść czy zawiść, ale uświadomić sobie, że te uczucia żywisz do obrazów mentalnych wytworzonych przez twój umysł 😂👌💗 one same w sobie nie mają żadnej mocy. Ani czynienia ci dobrze, ani źle. No chyba, że nadasz im tę moc. Ale to praktykowanie cierpienia." - Izabela Kudła
Tak, "wystarczy sobie uświadomić"... Ale jak jest to "sobie uświadamiane"? To nie jest tylko "mentalno-duchowy" proces...
Opowieść jest taka: Bała się ciemności w lesie. Któregoś dnia poczuła, że ta ciemność ją woła, więc poszła... wchodząc ścieżką do ciemnego lasu, czuła strach, szła jednak wolno w las. Gdy strach stawał się intensywny, zapierał dech w piersiach, stawała, oddychała, przyglądała się temu, co odczuwała, była z tym świadomie... a strach sam przez tę świadomą obserwację i bycie z nim, i oddychanie... rozpuszczał się... Tej nocy przeszła może z 300 metrów w głąb lasu i zatrzymała się. Nie mogła już iść dalej. Przytuliła się do drzewa, postała chwilę i wróciła do domu.
Następnej ciemnej nocy także wyruszyła ścieżką do lasu. Było podobnie, jak poprzedniej nocy, ale tym razem strach był odczuwany mniej intensywnie. Tej nocy także kilka razy zatrzymywała się, by oddychać, a oddech rozpuszczał strach. Nadal czuła drżenie w ciele, a jednak weszła dużo głębiej do lasu. Tym razem przeszła może z 500-600 metrów i znów zatrzymała się przy drzewie i przytuliła do niego. Gdy rozglądnęła się wokół, postrzegła, że ciemność jakoś się rozprasza, nawet zaczęła wyraźnie widzieć różne kształty dużo dalej niż wcześniej była w stanie dostrzec. Jakby zmysł wzroku przekroczył wcześniejsze ograniczenia... A może widziała to jakimiś innymi "zmysłami"? Księżyca nie było, gęste chmury tak samo, jak dzień wcześniej przysłaniały dokładnie całe niebo... a mimo to widziała wyraźniej...
Trzeciego dnia noc była równie ciemna, co poprzednie, a ona poszła na długi spacer do lasu. Kilometr albo dwa... Szła i szła, aż doszła do polany, na której się zatrzymała i przysiadła na wielkim pniu. Czuła spokój i radość... nawet szmery i tupot jakichś nóg nie wywołał w niej takiego strachu, jaki czuła wchodząc za pierwszym i drugim razem do lasu....
A kilka miesięcy później spędziła trzy noce i dni siedząc sama w lesie bez jedzenia i picia... czując wzrastającą radość i harmonię... w połączeniu z lasem i wszystkim, co ją otaczało...
Więc oczywiście, nic nie ma do "przerabiania, przezwyciężania", a jednak zdarza się to, co jest doświadczane i dane do doświadczania, także świadome "oswajanie się ze strachem", który w takim procesie sam się jakoś "uwalnia" i "rozpuszcza" w nas...
p.s. w harcerstwie też chodziłam, też w nocy po lesie... ale nie był to tak świadomy proces jak ten, który opisany powyżej.... W pewnym sensie świadomego "surfowania na fali "strachu" też można się "nauczyć". :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz