Nic nie wymaże okrucieństw, których dokonałem w imieniu
głosów w mojej głowie. Słyszałem je i to one kazały mi robić to, co robiłem.
Raniłem, niszczyłem i zabijałem innych w imieniu tych głosów, które kazały mi
niszczyć wszystkich niewierzących w to samo, co ja wierzyłem. Zabijałem tych,
którzy nie wierzyli w to, co podpowiadały mi te głosy, które słyszałem w swojej
głowie. One mówiły mi, że wszystko, co robię w ich imieniu, jest słuszne. Że to
jest jedyną prawdą. Czasem też słyszałem, jak jakiś inny głos próbował mnie
powstrzymać. Nie słyszałem go jednak wyraźnie, bo ten inny głos był zbyt cichy,
zbyt subtelny i nie krzyczał tak, jak głosy w mojej głowie. Nie miałem wyjścia,
nie mogłem nic zmienić. Podążając za racją głosów, które kazały mi walczyć w
imię wyższego dobra, próbowałem przekonywać sam siebie, że ci których
odrzucałem, krzywdziłem, zabijałem, zasługują na to. Nie tylko przestałem czuć,
lecz przestałem też widzieć ich ból i cierpienie skupiony na własnych
przekonaniach i racjach głosów, których słuchałem. Aż ten cichy głos, który
próbował mnie powstrzymać, całkowicie zamilkł. Został zagłuszony przez inne
głosy. Nie słyszałem już go. Zostałem wielkim wojownikiem dobra ze złem. Moje
imię przerażało tych, którzy mnie nie słuchali, sprzeciwiali się temu, co
pochodziło od głosów w mojej głowie. Choć zdarzali się i tacy, którzy nie byli
tym przerażeni. Tych zabijałem z jeszcze większą brutalnością.
Aż któregoś dnia zdarzył się cud. Zabolał mnie nagle czyjś
ból zadawanych przeze mnie ran, jakbym sam sobie je zadawał. I znów zacząłem
słyszeć ten cichy głos, który teraz podpowiadał, żebym się zatrzymał i
przyjrzał temu, co myślę i co robię. Przyjrzał się tym głosom, które słyszę w
swojej głowie. I zadał mi pytanie: Komu robię to, co robię i dlaczego? To mnie
zatrzymało.
Czy kiedyś będę potrafił sobie wybaczyć? Nie wiem. Teraz
inni mnie przekonują, że mi wybaczyli. To przebaczenie jest jak
błogosławieństwo. Pogodziłem się z tym, że może nigdy sobie nie wybaczę, bo
tego, co robiłem, nie da się cofnąć. Ale wiem, że mogę zmienić to, co teraz
robię. Bo teraz nie jest końcem życia. Teraz podążam za tym cichym głosem,
który mnie zatrzymał. Teraz on mnie prowadzi. To głos Serca. Jest cichy, ale
jego moc przenika miłością wszystkie krzyczące głosy, które kiedykolwiek
słyszałem w swojej głowie. Dlatego nie walczę już z innymi. Przestałem być
wojownikiem walczącym o dobro ze złem. Zwłaszcza o to wyższe dobro. Teraz
czasem walczę jeszcze ze sobą, gdy głosy w głowie zaczynają krzyczeć i wołać
domagając się ode mnie posłuszeństwa. Ale odkryłem, że najskuteczniejszym
sposobem na pokój jest poddanie się wszystkich głosów w głowie temu cichemu
głosowi Serca, który kieruje do ciszy. W ciszy Serca te wszystkie kłótnie i
walka głosów w głowie przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Teraz nie walczę z
nikim, nawet z głosami w głowie, lecz poddaję się ciszy. Ta cisza przenika i
otula wszystkie głosy, przynosi ratunek mnie i innym przed szaleństwem, które
było moim udziałem.
Wojownik stał się rycerzem przynoszącym ukojenie. Stojącym
na straży ciszy, broniącym jej przed atakami głosów podżegających do walki w
imię jakiegokolwiek dobra walczącego ze złem. Stałem się strażnikiem ciszy
przynoszącej s-pokój i słów, które są drogowskazami prowadzącymi do SIEBIE, do
Jedni wszystkiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz