Czysty umysł i czyste serce...
Mandalka taka: na Atlantydzie byłam "jedną z tych z
Prawa Jedni". W sercach mieliśmy zielonkawe kryształy i dlatego mogliśmy
współpracować z kryształami ziemskimi w połączeniu też z kryształami innych
obszarów kosmosu. To był piękny świat harmonii To było około 25 625 lat temu
licząc obecnym sposobem naliczania czasu.
Potem pojawiły się nowe idee - programy w Grze, które
wprowadziły ogromne zmiany doprowadzając do katastrofy i zniszczenia Atlantydy.
Choć nie takie było założenie tych, co wprowadzali te nowe idee. Tragedię
spowodował konflikt idei - programów. A niektóre istoty z zielonymi kryształami
w sercu zostały użyte - zmuszone siłą do wprowadzania nowych idei. Zostały
uwięzione w aparaturze do używania kryształów i w rezultacie nieświadomie
przyczyniły się do zniszczenia Atlantydy z powodu przywiązania do świata, który
uznawały za swój i przywiązania do swoich przekonań. No i z powodu niezgody na
to "inne nowe".
Ci, którzy przybyli na Atlantydę z nowymi ideami, byli
postrzegani rzez nas jako magowie. Kiedy umierałam i widziałam wewnętrznie całą
zagładę Atlantydy, usłyszałam wtedy: jeśli po jednej stronie lustra stoisz Ty
jako "osoba" o czystym sercu, a po drugiej stronie lustra… stoisz
Ty…. jako "atlantydzki mag", to czy możesz, jesteś już gotowy/a te
części siebie połączyć tęczowym mostem pojednania?
I zobaczyłam, że jestem magiem stojącym po dwóch stronach
lustra, po jednej "dobrym", po drugiej "złym... że im większe
“dobro” ma obejmować działania maga z jednej strony, tym większe “zło” pojawia
się po „drugiej stronie lustra”, z którym magowie muszą walczyć... walcząc ze
Sobą… I zrozumiałam, że "ciemnej strony" Boskiego Stworzenia nie
warto poddawać ocenie z ludzkiej perspektywy, bo dla ludzkiego umysłu jest to
strefa chaosu, w którym on się gubi, a próbując przyklejać się do tej
"jasnej" wpada w ogień jak ćma do świecy i płonie... I znów powraca
do tego samego świata - snu. I tak "w koło macieju"... ;-)
Poczułam gotowość i otwarcie na połączenie się ze Sobą...
Wtedy pojawił się przede mną ogromny wąż. Poczułam przez
moment niepokój. Ale pamiętałam, że jestem Miłością wszechogarniającą.
Widziałam, że jakaś myśl zawisła nade mną: "powinnaś się bać, bo to symbol
atlantyckich magów". Ale zobaczyłam, że wąż tańczy taniec i zmienia
figury... raz jest okręgiem (wężem zjadającym swój ogon), a raz tworzył sobą
znak nieskończoności. Zaczęłam nagle, (najpierw cichutko. a potem coraz
głośniej) wydawać z siebie dziwne dźwięki, których wcześniej nigdy nie
śpiewałam. Wyraźnie widziałam, że ta wisząca nade mną myśl gotowa była wniknąć
we mnie i powstrzymać przed śpiewaniem tej pieśni Serca Serc. A jednak pieśni
nie przerwałam, oddałam się tym dźwiękom, wibracjom i stałam się nią. Wtedy wąż
ułożył się w spiralę. Nadal śpiewając weszłam w nią jak przez bramę i
przekroczyłam jej dwuwymiarość i trójwymiarowość tej spirali...
Znalazłam się w wirze zasysającym wszystkie inne wiry w
siebie... Wąż znikł, był tylko wirem z różnymi wzorkami, fraktalami migającymi
mi przed oczami. Czułam, że te wzorki i fraktale miały "zadanie"
przyciągania mnie, ale ja pomiędzy nimi przelatywałam jakbym jakiś slalom
wykonywała. I w pewnym momencie znalazłam się w przestrzeni poza tymi wszystkimi
wzorkami , fraktalkami i mandalkami, poza wszystkimi dotychczasowymi
koncepcjami, interpretacjami symbolu węża i symbolu spirali docierając do głębi
ich znaczenia. Nie do opisania...
Dotarłam do TEGO, co jest niewyrażalne. Mogę opisać to
takimi słowami:
Na podobieństwo tajfunu jestem tańczącym wirem i jego
centrum ciszy jednocześnie.
A potem zobaczyłam, że umysł potrzebuje jeszcze dostrajać
się do "wibracji" czystego serca... aby stał się jednym ze
świadomością, aby wiedza o Jedni, która teraz napływa, stała się mądrością
zrozumienia poprzez wniknięcie świadomości i rozświetlenie tego doświadczenia
scalania umysłu i świadomości w Jedno. Umysł otrzebuje poddać się świadomości
tak jak "męskie" poddaje się "żeńskiemu"
z takim samym zaufaniem i oddaniem jak "żeńskie męskiemu"... w Sobie.
W sobie i w Sobie.
Doskonałość i świetlistość umysłu - Logosa wypływa z
uświadomienia sobie niezgłębionej, nieskończonej Mądrości Natury Wszechrzeczy –
Sofii wynikającej z jego połączenia - wiecznej unii ze świadomością jako Jedno.
(Unia Sziwa-Szakti, Yabyum, Tao, Ometeotl
- Jedno. Doskonałość i
świetlistość umysłu - Logosa wypływa z uszanowania natury jako "przedmiotu
poznania". W innym przypadku umysł
- Logos przejawia swą "naturę lokalną" - zawiesza się na wcześniej wyłonionych
strukturach, przywiązuje się do nich, więzi sam siebie i powiela te struktury w
nieskończoność, tworząc kolejne fraktale powtarzającej się struktury-formy. I
nazywa to "udoskonalaniem natury" tworząc w ten sposób odrębność
części siebie, "tworząc iluzję istnienia odrębnych swiatów- snów".
Stąd zaśniewanie się czyli traktowanie jednego świata snu jako jedynego. A
natura przecież jako świadomość przejawiona w formach umysłu jest doskonała sama w sobie.
Jesteśmy "stworzeniami obdarowanymi świadomością"
albo raczej jesteśmy "cząstkami świadomości, która przyjmuje najróżniejsze
formy". Te wszystkie formy i foremki (fraktale, mandale i tak dalej) to
fragmenty... Uniwersalnego Umysłu…
Odbywamy więc "podróże Świadomości po czaso-przestrzeniach Uniwersalnego
Umysłu".
Istnieją trzy podstawowe cykle czasoprzestrzenne: liniowy, helisowy
i spiralny. Cykle te powiązane są także z różnymi "sposobami"
podróżowania. Czas liniowy istnieje we wszystkich trzech rodzajach podstawowych
cykli czasoprzestrzennych: cyklu kołowym - po okręgu (poziomym i pionowym), cyklu
helikoidalnym i cyklu spiralnym. Czasoprzestrzenny
cykl kołowy symbolizuje okrąg - 2D, cykl helikoidalny helisa - 3D, a cykl spiralny
spirala- 4D. Każda ta figura w płaskiej
2D wymiarowości staje się ograniczonym symbolem jej wielowymiarowości (np. koło
w 3d to sfera, a spirala w 4D to stożek).
Bezczas pojawia się w w punkcie centralnym spirali.
Dlatego czas zanika, ponieważ dla Umysłu następuje
"kolaps czasu". Dzieje się tak, gdyż czas jest narzędziem
ograniczającym zakres Świadomości i percepcję Umysłu, ale jednocześnie
umożliwia doskonalenie tejże percepcji czyli sposobu postrzegania i rozumienia
przez Umysł danej czaso-przestrzeni.
Kiedy "wpadamy" w cykl spiralny (4D), wchodzimy w
"bramę do 5D". Dojście do "punktu wierzchołkowego" w cyklu spiralnym pozwala na połączenie, zintegrowanie
różnych światów i przechodzenie tunelami
pomiędzy światami w „czasie zerowym”. Dla mnie bezczasowość nie jest lepsza od
istnienia w formach czaso-przestrzennych, po prostu nie wartościuję tych dwóch
przejawów/stanów całości, Jedni. I tak samo nie uważam, że dusza bez ciała jest
czymś „lepszym” od duszy w ciele.
„Greckie słowo symbol – rzeczownik σύμβολον sýmbolon oznaczało
"niewielki, rozłamany na pół. Ale czasownik συμβάλλω symbállo oznaczał
„zbieram” lub „porównuję, składam, łączę”. Tak jak cząstki - różne puzzle
naszej tożsamości, świadomości... zbierane, składane, łączone... w Jedni, Całości.
Zatem przywiązanie do mitów o symbolach zatrzymuje nas w różnych światach -
snach...A symbole to tylko "drogowskazy" w naszych podróżach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz