znów zanikłam i znalazłam się w pustce. A jednak
w pewnym momencie poczułam łzę radości, jak spływa mi po policzku i dopływa
do ust. Byłam zmaterializowana tylko w tej maleńkiej części... tylko w tym policzku i tej łzie. Łzie radości istnienia. I poczułam jej smak. I przyszło do mnie
rozpoznanie, że ta łza i policzek, i moje usta, że to wszystko… iluzja… I
wszystko znikło.
Zaczęłam się śmiać, chociaż mnie nie było... Czułam się wolna… pusta i
połączona... W PUSTCE... byłam niczym, a jednak istniałam nadal, czułam siebie
jakimiś innymi, niefizycznymi zmysłami. I znów druga łza pojawiła się i
poczułam ją/siebie i poczułam policzek (nie czułam pozostałej części ciała). I ta łza zaczęła spływać po policzku. Przyglądałam się... sobie
jakby od wewnątrz - łzie na policzku - jako iluzji i poczułam, jak łza znów zanika. A ja pozostaję bez formy... nie wiedząc, kim jestem. Czułam tylko, że JESTEM. I łza, i usta, i policzek - wszystko znikło.
Wtedy przypomniało mi się, że mogę wybrać: albo pozwolić, by łzy szczęścia znikły i to, co odczuwam przestało się przejawiać w tej formie, w tym ciele, w jakim jestem i nie jestem zanurzona jakąś częścią Siebie albo mogę w tej formie pozostać zanurzona.
Wtedy przypomniało mi się, że mogę wybrać: albo pozwolić, by łzy szczęścia znikły i to, co odczuwam przestało się przejawiać w tej formie, w tym ciele, w jakim jestem i nie jestem zanurzona jakąś częścią Siebie albo mogę w tej formie pozostać zanurzona.
Zrozumiałam, że gdybym tak po prostu zanikła tak, jak ta łza, nie mogłabym
odczuwać tego szczęścia w ciele (na wszystkich jego poziomach) i poza ciałem, nie mogłabym odczuwać w nim
wibracji tego, czego doświadczałam w tym momencie łącznie ze śmiechem i z
płaczem,
dotykiem łzy i policzka,
spływaniem łzy po policzku...
i smakiem łzy…
na poziomie przejawiania siebie w fizycznym ciele. I poza nim. Jednocześnie.
I przypomniałam sobie, że to jest takie piękne, że mogę w tym
doświadczeniu, w tym stanie pozostać. Jeszcze jakiś czas
pozostanę… Piękno, radość i namiętność przeżywania tych uczuć i emocji, tych wibracji poprzez
fizyczno-psychiczno-mentalne ciało przyciągnęło mnie... do tej formy i
doświadczania poprzez nią... SIEBIE.
Widziałam też... coś jak Labirynt Uniwersalnego
Umysłu… Podróżując w nim potrzebna była
koncentracja, która umożliwiała coś jak widzenie form poza formami… i
utrzymywanie świadomości w punkcie centralnym… w którym jednocześnie zawierała się cała nieskończona przestrzeń jako odczuwalna jakimiś dodatkowymi, poza-fizycznymi zmysłami...
...miałam odczucie, jakbym znalazła się w
centrum tego Labiryntu… Jakbym jednocześnie podróżowała po labiryncie i znajdowała się w jego
centrum – świadoma podróży i bycia w tym centrum; świadoma tej dziwnej
jednoczesności podwójności…
Przypomniało mi się, ile razy słyszałam w tym życiu te
słowa: "Życie jest snem"… hmmm…
1. Spanie… Zasypiamy i śnimy… Potem budzimy się i nic nie
pamiętamy.
2. Spanie… Zasypiamy i śnimy… Potem budzimy się i pamiętamy…
co nie co, ale nie rozumiemy zbyt wiele, co i dlaczego nam się śniło…
3. Śnienie… Zasypiamy i śnimy… Potem budzimy się i
pamiętamy… i zaczynamy coś rozumieć.
4. Śnienie… Nie zasypiamy, a śnimy… jak byśmy podróżowali poza ciałem. i budzimy się i pamiętamy… i rozumiemy.
5. Granica między snem, śnieniem a jawą zaciera się… W przestrzeni poza czasem, między snami; przestrzeni, w której... różne
światy - sny i wymiary zaczynają łączyć się ze sobą…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz