Chodzi tu o ból, który wywołuje cierpienie, więc jest bólem psychicznym - duchowym, bo psyche znaczy dusza. Ale ten psychiczny ból wywołuje także strach przed bólem fizycznym, więc ból fizyczny i ból duchowy oraz ból zwany egzystencjonalnym, dopóki sprawiają cierpienie, są jednym bólem.
Dlaczego odczuwasz ból? Dokąd woła cię ten ból?
Dokąd on chce cię zaprowadzić?
Od
najmłodszych lat wciąż jesteśmy karmieni kłamstwem, że
życie powinno być bezbolesne. Jesteśmy karmieni wiedzą, że jeśli
dokonamy odpowiednich wyborów, będziemy
przestrzegać pewnych zasad, będziemy ciężko pracować, wtedy
osiągniemy jakiś sukces. Gdy zastosujemy odpowiednie strategie, wykonamy odpowiednie manewry i
taktyczne działania w świecie zewnętrznym, to zasłużymy na życie wolne od cierpienia. A
to największe samo-oszustwo oparte na micie, który
jest wszechobecny w tym świecie: życie powinno być bezbolesne. Ten mit o życiu bez bólu
oddala nas od prawdziwego (kompletnego) doświadczenia. Szkodzi nie tylko
każdej Istocie, która uwierzyła w
ten mit, ale też kształtuje całe społeczeństwa, które
stają się coraz bardziej nieszczęśliwe, schorowane (psychicznie
i fizycznie) i osamotnione. A zarówno fizyczny jak i psychiczny ból najchętniej uśmierzany jest różnymi chemicznymi substancjami pochodzącymi z zewnątrz.
Istnieje taki rodzaj bólu,
który objawia się na przykład relacjami,
które się rozpadają, objawia się w
odczuwaniu: lęku lub złości, porażki, wstydu, poczucia winy, odrzucenia i zranienia. Lęk przed tym bólem w rezultacie wpycha nas w doświadczanie napięć albo nawet odrętwienia.
I ten lęk bywa ukrywany pod różnymi
maskami, gdy próbujemy przed nim uciekać, jakby był jakimś przekleństwem, które wciąż
nas goni, chce nas dopaść i zniszczyć. I traktujemy ten ból
jak największego wroga, którego
chcielibyśmy wyeliminować za wszelką cenę i na zawsze. A on wciąż powraca.
Ludzkie
Istoty cierpią najczęściej w ukryciu udając, że "wszystko
jest w porządku", a ich wewnętrzny świat coraz bardziej się
rozpada powodując coraz większy chaos i cierpienie. Bo ludzkie
Istoty nauczyły się wierzyć w to, że szczęście powinny im dać -
do wyboru:
-
kontrola, władza, bogactwo, poczucie bezpieczeństwa i komfortu
oraz związany z tym jakiś odpowiedni poziom dobrobytu
materialnego i odpowiednia pozycja społeczna, ...
- nauka,
technologia i medycyna, która
udoskonali ludzkie ciała w taki sposób,
że nie będą odczuwały bólu, nie będą
chorowały...
-
duchowe nauki, które na przykład
przedstawiają ból jako niepowodzenie w
osiąganiu wysokich wibracji ...
-
religie obiecujące szczęśliwość w niebie czyli po śmierci
ciała...
- no i wszelkiego rodzaju kulturowe narracje
gloryfikujące bezbolesność jako "ostateczną nagrodę".
A
wszystko to są fałszywe obiecanki cacanki, które mają za cel
ukrywanie czegoś znacznie głębszego i prawdziwszego:
ból
nie jest wrogiem, ale sprzymierzeńcem, który
wskazuje na to, że coś w nas pragnie się obudzić, scalić,
zrealizować siebie...
W rytuałach plemiennych choroby i
kryzysy psychologiczne były postrzegane nie jako wady do
naprawienia, ale jako wiadomości od psyche - duszy domagającej się
nawiązania ponownego połączenia ciała (formy) z Duchem, Źródłem wszystkiego, z całością Siebie, Jednią, z Bogiem... (nazwij to,
jak chcesz).
Kiedy zaś we współczesnym
świecie zdarza się cierpienie choćby z powodu złamanego serca,
żalu, straty, porażki albo wstydu czy w jakiejkolwiek innej
postaci, ujawnia się ból sprawiający cierpienie. Kiedy z powodu konieczności kontroli bólu są podejmowane różne próby tłumienia, zaprzeczania i unikania bólu, wtedy trudno dostrzec, że ból może być narzędziem inicjacji. Dopiero gdy zaczynamy świadomie przyjmować i przyglądać się temu, co odczuwany, co ból
próbuje nam objawić, może on stać się naszym sprzymierzeńcem a nie wrogiem.
Jung już wiele lat temu dostrzegł, że
współczesny człowiek jest w głębokim
duchowym kryzysie. Nie dlatego, że cierpi, ale dlatego, że nie wie,
dlaczego cierpi. Chociaż wydaje mu się, że wie, ale ta wiedza jest
fałszywa. Człowiek wierzący w fałszywe wyobrażenia o sobie nie
jest świadomy najgłębszej przyczyny swojego cierpienia. Próbuje
więc racjonalizować na różne sposoby
swoje cierpienie nie znając jego prawdziwej przyczyny. Ból
jednak staje się coraz trudniejszy do zniesienia, nie dlatego że
istnieje, ale dlatego, że został pozbawiony sensu, bo mit o
bezbolesnym życiu oddzielił istotę ludzką od symbolicznego języka
cierpienia. A przecież w każdej starożytnej kulturze ból
był święty, oznaczał przemianę zachodzącą w trakcie inicjacji,
towarzyszył rytuałom przejścia prowadzącym do odrodzenia.
Odrzucając
ból jako bezsensowny, zły, niepożądany,
zbędny, oddalamy się coraz bardziej od naszego centrum, od Źródła
w sobie, od całości siebie. Jednocześnie czujemy się coraz bardziej
zagubieni, choć nie zawsze jesteśmy tego świadomi. We współczesnej
obsesyjnie kontrolującej kulturze ból
postrzegany jest jako wielka porażka, niesprawiedliwa klęska, kara
za „nie wiadomo jakie grzechy”. Tak ból
postrzega tzw. ego czyli struktura Ja utworzona z fałszywych,
powierzchownych przekonań o sobie ograniczających poznanie całości
Siebie. Jednak owo Ja to nie tylko ego. Ja to także psyche czyli
dusza. Ja to także dusza, która operuje
innym językiem niż ego. Jung mówił, że
psyche - dusza mówi symbolami, snami, a
także bólem cierpienia. I dusza spaja nas z Duchem Jedni, z całości
siebie.
Ego
szuka wiedzy, która ma mu zapewnić
bezpieczeństwo, pewność, stabilność i bezbolesność poprzez
kontrolę na bólem, a dusza woła do
powrotu do prawdy o sobie, do swojej głębi i całości siebie. I właśnie ból wciąż zakłóca
iluzję kontroli ego i zmusza Ja do konfrontacji z ograniczeniami,
maskami, ranami, które zasłaniają prawdę
o sobie. A ego stawia temu opór. Ta bolesna konfrontacja łatwa nie
jest, ale jest niezbędna do uwolnienia Się od ciągłej ucieczki
przed bólem i cierpieniem, Bo kiedy ból
jest przyjmowany świadomie i obserwowany świadomie, rozpuszczają
się zasłony iluzji i ukazują części nas samych, które
zaniedbaliśmy, których się wyrzekliśmy,
które pozostawały ukryte w cieniu jako nieświadome. Zostały głęboko ukryte pod powierzchnią fałszywych wyobrażeń o
sobie.
Kiedy pojawia się przewlekły niepokój,
częste napięcia w ciele i chaos w umyśle czy tzw. depresja, a
istota ludzka nadal próbuje uciekać od
bólu stosując różne
"środki zaradcze", oddala się ona coraz bardziej od
prawdy o sobie. A są to stany, które
wzywają, by zwrócić się do wewnątrz
ku czemuś prawdziwemu w sobie. Za każdym razem, kiedy ból
jest tłumiony, wcale nie znika. Jest jak rana, która
wciąż ignorowana, zaniedbywana i zanieczyszczana ropieje. Gdy ból jest znieczulany, jest zapominamy na chwilę, ale rana nie zostaje uleczona, lecz po
każdym znieczuleniu znów wraca i sprawia jeszcze większy ból. Ten ból jest przewodnikiem, który nas może zaprowadzić do
rozpoznania największego zranienia, które
może zostać uzdrowione...
Oto pozorny paradoks: twoja
największa rana nie jest wrogiem, a twój
ból jest wyrazem rozpaczliwego krzyku
duszy (psyche), która woła i prosi o
dostrzeżenie, o usłyszenie i o uzdrowienie siebie. Poprzez scalenie i przyjęcie wciąż odrzucanej części siebie. Ból
największego zranienia wskazuje na najgłębszy niespełniony
potencjał, na nasze stłumione i ukryte w naszej głębi dary.
Ból
- gdy świadomie wychodzimy na spotkanie z nim i przyjmujemy go w
sobie - nie niszczy nas, ale budzi... z iluzji fałszywych wyobrażeń
o sobie.
Ten ból prowadzi do uzdrowienia najgłębszego zranienia
siebie. Ten ból jest towarzysze i, przewodnikiem w naszym dojrzewaniu do prawdy. Jest sprzymierzeńcem, który
wskazuje na prawdę o sobie, choć ego (ja, które wierzy w fałszywe
wyobrażenia o sobie) nie chce jej słyszeć, widzieć ani poczuć. Ego jest zainteresowane tym, co na zewnątrz. A to
nie sytuacje zewnętrzne wpływają na poziom cierpienia, lecz błędne myślenie o nich i fałszywa interpretacja sytuacji i zjawisk.
Co sprawia, że czuję lęk, strach, napięcia i ból? Co wywołuje cierpienie?
Czy to możliwe, że sam stwarzam swoje cierpienie poprzez własne, fałszywe wyobrażenia o sobie, których dotąd nie dostrzegałem, bo traktowałem je jako prawdziwe?
Dlaczego nieprawdziwe postrzegam jako prawdziwe, a nierzeczywiste jako rzeczywiste?
Co jest prawdziwe?
Gdzie jest prawda?
Postrzeganie fałszywych wyobrażeń jako prawdę o sobie i świecie - to niewinne niezrozumienie natury rzeczywistości - jest przyczyną cierpienia. A prawda jest w nas, my jesteśmy prawdą ukrytą pod warstwą fałszywych przekonań o sobie.
Tak. Usłyszeć
głos bólu cierpienia można tylko wtedy, gdy czujesz, że dość masz już cierpienia. I dość samooszukiwania. Kiedy cierpienie jest tak intensywne, że
przestajesz przed nim uciekać, wtedy coś pęka wewnątrz, otwiera się i kończy walkę z bólem. Pojawia się gotowość na przyjęcie bólu i podążenie za nim w głąb siebie.
Ból sprawiający cierpienie
staje się wtedy najskuteczniejszym duchowym nauczycielem, jeśli nie
jedynym prawdziwym. To on od prowadzi do odkrycia, że nie istnieje nic takiego jak prawdziwe przekonanie. Każde przekonanie, każdy mit jest fałszywym wyobrażeniem o sobie.
I życie staje się proste. Bo teraz - jeśli pojawia się jakikolwiek ból - nie sprawia już cierpienia. Może być bolesny, ale nie wciąga w rolę ofiary czyichś działań lub czegoś zewnętrznego ani nie uaktywnia już konceptów i mitów, które były kiedyś uznawane za jedyne prawdziwe.
Ból nie jest żadną karą za nie wiadomo jakie grzechy ani nie jest czymś, czego musisz unikać za wszelką cenę. Widzisz, wiesz, jesteś samoświadomy, że zaistniała możliwość zmiany postrzegania sytuacji i zjawisk, w tym bólu i cierpienia, a dzięki temu zaczynasz coraz klarowniej, wyraźniej postrzegać to, co jest, takim, jakie jest.